Ja?
Nieporafie z klęczek wstać, Tobie spojrzęć
w twarz.
Twarz pokrytą zmarszczkami. Patrzącą na
mnie w szyderczym usmiechu.
Choć ona nieruchoma, ni drgnienia dostrzeć
nie można,
zmienia sie...
Zmienia sie na gorsze.
Gorsze dla mnie. Mojego nędznego bytu.
Oczy nieruchome przewiercają moje serce.
Gdy próbuje wstać Ty kopiesz w twarz.
Nie przestajesz doputy dopuki nie strace
świadomości.
Budzę sie...
leżę...
Uległy jak robak przed Twym majestatem.
Twą twarzą pokrytą bruzdami.
Cie to bawi. Bawi, chcesz więcej...
Czekasz tylko na mój ruch,
moja próbe zmienienia tego co
niezmienialne.
By stłamsić mnie w bółu. Utopic mnie w
krwi.. Mojej krwi..
Lecz krwi coraz mniej.
Ból przestaje odczuwać.
Podnosze wzrok,
zagladam w twoje źrenice.
Mrużysz oczy, na Twej twarzy pojawia sie
złosliwy grymas. Zaraz znowu
sie zabawisz.
Zabawisz moim kosztem.
Ale tym razem będzie inaczej.
Nie spuszaczam głowy, nie czekam na Twój
cios.
To Ja
pierwszy wstaje.
To Ja
łapie cie za gardło.
Pierwszy raz...
Po tylu latach widze strach. Strach który
jest odmienny od
Mego własnego.
Brakuje ci oddechu. Palce zanużają sie
w tobie. W twej szyji. Dwie struzki krwi
spływają po Mojej
dłoni. Tak, to przyjemne uczucie.
Zabic kogoś.
A szczególnie ciebie.
Twe oczy zgasły. Tak samo jak Jej oczy.
Czuje to co ty..
Wtedy..
Gdy Ona wystraszona błagała o litośc. O
cień człowieczeństwa z
twojej strony.
Nie uległeś...
Teraz Ja
jestem tobą..
Uświadamiam to sobie za późno..
Stojąc przed Twoimi zwłokami.
Stałem sie toba...
Najbardziej znienawidzoną osoba jaką
znam...
Moim Ojcem..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.