jestem...
dzieckiem - które sterylnym oddechem
z wypolerowanymi oczyma ugniata figurkę
bez rączek
pociąga obciętym paznokciem usta w
kształcie -
doskonałego łuku
tak jak mama uczyła, pokazywała, powtarzała
kamieniem - w który biją tysiące dłut
nawet na miejskiej ławce, w kolejce po
gazetę,
w sposobie ziewania
widzę swojego stróża
manekinem - z którego wyrywają słowa
wyciągają spojżenia, zdejmują ubrania
brnąc przez Styks z "atłasowym otokiem"
wszysto to bzdura
bo jestem cieniem - w którym zabrakło
miejsca
na zdrowy uśmiech
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.