A kiedy umrę...
Ktoś mnie pochowa, gdy umrę nagle,
we wrześniu, grudniu, być może w maju.
Ktoś trumnę kupi, sosnową, bo tańsza,
niż ta dębowa, z politurą cała.
Ktoś mnie ubierze w skromną sukienkę,
ciemnozieloną, czarną lub w bordową,
w palce mi wciśnie obrazek święty
i krzyżyk włoży, na ostatnią drogę.
Ktoś nawet zapłacze nad moim grobem,
łez kilka uronić, to nie ujma żadna.
Ktoś kwiaty położy, ktoś inny wieniec,
z napisem na wstążce - byłaś, już cię nie
ma.
A ja tak prosiłam aby mnie spalono!
Ja nie chcę być żerem dla robali!
A ja tak prosiłam aby mnie spalono,
a prochy po świecie rozsypano.
A mnie ktoś pochowa i może zapłacze,
nad trumną sosnową, bo tańsza niż
dębowa.
Ja na to wpływ wszelki stracę,
gdy umrę tak sobie we wrześniu, lub w
maju...
Komentarze (1)
Wiersz wesoły, a mnie trochę dał do myślenia :) +