Kołowrotek życia
Cała drzę, ręka nieustannie
trzęsie mi się.
Opłakuję szczątki swe,
nie ma już mnie.
Moje ciało rozeszło, zgniło..
Dusza odleciała. Gdzie?
nie wiem
raczej w nicość
tam, gdzie niczego nie ma
tam, gdzie błąka się całymi godzinami.
Umarłam tego cudownaego dnia,
kiedy odeszła nadzieja.
Narodzę się na nowo
tego pięknego wieczoru,
gdy wskazówki zegara zatrzymają się
i pokażą na tarczy swej północ
gdy noc zmieni się w dzień
kiedy dzień nocą przesyci się
kiedy zza zakurzonego biórka
ujrzę Cię
wtedy powstane po popiołów
iskierka nadziei pojawi się
a póki co, spocznę, odetchnę
tym zatrutym powietrzem.
Oddam sięw wir życia
tego złego i okrutnego i
zupełnie przez nikogo niezrozumiałego.
Zagłębię się w tym co ważne - próżne
w tym co potrzebne
i zupełnie zbędne,
pokocham tego, którego nienawidzę
polubię tą, która gardzi mną.
Zmienie się bo tak chcę
czy to ma jakiś sens?
obawiam się że NIE
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.