Król
Król siedział na tronie
Nudziło go patrzenie na błazna
On chciał dokonać jakiś czynów
A nie tkwić dniami całymi w miejscu
Chciał rozlewać krew, walczyć
By jego czyny były godne pochwały
I po śmierci dano mu przydomek
„wielki”
Wokół wrogów ani widać ani słychać
Nastały czasy spokoju i bezwojnia
Królowi nie podobała się ta sytuacja
Chciał to koniecznie zmienić
Bez względu na skutki tego działania...
Pomyślał o wiosce leżącej nieopodal,
Oddalonej zaledwie o dwa wzgórza
Źrenice mu się powiększyły na tą myśl
A puls przyspieszył swoje tempo
Nakazał osiodłać konia i przygotować
wojsko
Kiedy zmrok zapadł i wioska usnęła
Ruszyli...
....Niewinnej krwi dziś pole widziałem
Ciała ludzkie w niej tonęły
Król był bezlitosny, mordował bez
przymrużenia
Nie oszczędzał dzieci i matek
Niszczył wszelkie życie, jakie napotkał
Spalił wioskę do ostatniej drzazgi
Pozostawił po sobie czerwony pył
Nieludzki rzeźnik, zwierzę, nie człowiek
Uważał się za pana życia i śmierci
Zrównał wioskę z ziemią, uśmiechnął się
Zniknął...
Panie, nie oszczędzaj go na sądzie!!!
Napisane podczas wykładu z filozofii...na jednym z wykładów,gdy nie spałem;)
Komentarze (2)
Jak podejrzewam, jest to jedna z twoich pierwszych
prób zmierzenia się z poezją... Jak mam nadzieję, nie
ostatnia, choć po tym utworze widzę, że wielki ogrom
pracy przed tobą.
Troszkę dziecinne i mało wiarygodne te słowa.
Oczywiście można się doszukiwać głębi, skojarzeń z
prezydentem USA na przykład, ale rzeczywistość nie
jest taka banalna jak Twój tekst. Mimo to pochwalam
samą próbę pisania na inny temat niż miłość i
diamenty.