Levi
Nie mogę już patrzeć w oczy …
Wszystko jest przekleństwem – boje
się.
Ból – jedynie ból.
Czuje jak tętno wybija nieznany rytm.
To nie moje serce,
nie moja krew.
Prawda … szczerość.
Słyszę swój obłęd – moją ucieczkę,
w świat nierealny – dla mnie
niedostępny.
Czy ryk może być tak kojący.
To jest krzyk wolności,
to nie są narodziny – zbyt mało, zbyt
nisko.
Realia brudnych dźwięków – mój
świat.
Pękające struny, - otwieram oczy,
ja widzę – nie, to nie twój wzrok.
Płacz – nie, użalanie się, nie
…
Wolność – raniąca wolność.
Jaka szczerość z tego wypływa.
Jestem z tyłu – z tyłu mojego
umysłu,
ku schowanym myślom – ja mam
klucz,
a teraz od czego to zależy.
Jesteśmy prochem – mamy czas na bycie
Bogiem
jedynie chwile na człowieczeństwo.
(…)
Opłacone szczęście pozorami.
Co za dziwna budowla
obłęd …
Źle się czuje, -
Samotność(minęły 2 minuty)
Jestem sobą.
Nie – nie rozum
to ja.
Lekkie pukanie w stół.
Raz … dwa … trzy,
proste a zarazem takie skomplikowane.
Przeżywam świat.
Dance for the devil …
Widziałem coś – przez chwile.
Dreszcz – zimny dreszcz.
Zawsze ten sam obraz – przed tym,
samym filarem świata – róg.
„…Jesteśmy prochem – mamy czas na bycie Bogiem jedynie chwile na człowieczeństwo…” Levi©
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.