Łosoś z rusztu...
Dzisiaj na obiedzie będzie Smukła.
Przyjedzie na łososia z rusztu, zamówionego
kilka dni temu w sposób nie podlegający
dyskusji.
Obaj z Sierściuchem cieszymy się z tego -
każdy z innych zgoła powodów.
Sierściuch, urodzony pragmatyk, zwęszywszy
w kuchni zapach ryby, kręci się koło mnie
jak bąk. Wie doskonale, że jest umieszczony
na liście gości i wcześniej czy później
swoją porcję dostanie.
Ja zaś, niespecjalnie ostatnio
wyeksploatowany towarzysko, obiecuję sobie
miłe popołudnie i sympatyczny wieczór,
spędzony na leniwym gawędzeniu po sytym
obiedzie, z butelką lub dwoma białego
reńskiego.
Sierściuch - niejako na deser - będzie
drapany za uszami i głaskany po czarnym
futrze do upojenia. Ja oczywiście futra nie
mam, więc tego zaszczytu nie dostąpię.
Dowiem się za to, jak sądzę, co sprawiło,
że po rocznej bez mała przerwie, ni stąd ni
zowąd, mój dzisiejszy gość nagle sobie o
mnie przypomniał, a także jakie ma
zamiary...
Ta znajomość nigdy nie wykroczyła poza
granice uroczego flirtu i leciutkiej ledwie
zażyłości. Erotyczna chmurka, jaka się nad
nią unosiła, pojawiała się zaledwie w
podtekstach i miała charakter jedynie
werbalny. Ja nie chciałem psuć romantycznej
atmosfery zbytnim skracaniem dystansu, ona
zdawała się czekać na "mój ruch", tak więc
trwało obiecujące wyczekiwanie, wypełnione
wspólnym bywaniem tu i tam, a także
niezwykle interesującymi rozmowami o
sztuce, poezji, podróżach i życiu. Do dziś
nie mogę zrozumieć, co sprawiło, że wtedy,
przed rokiem, straciłem na chwilę głowę dla
innej. Nie była to wprawdzie zdrada par
excellence, ale Smukłej wystarczył ten fakt
w zupełności, by się z godnością
wycofać.
Czyżby miało się okazać, że sprawa została
puszczona w niepamięć? Wiem już, bo
zrobiłem wywiad u wspólnych znajomych, że
Smukła dopytywała się o mnie od pewnego
czasu, niby od niechcenia, ale
wystarczająco dokładnie - jak się okazuje -
żeby wiedzieć, kiedy wracam ze szpitala.
Ponieważ ona wie, że ja to wiem - bo jej z
pewnością powiedziano, że się tym
interesowałem - to rozmowa będzie tym
ciekawsza.
Ale warunkiem podstawowym, który umożliwi
realizację tych zamierzeń, jest łosoś z
rusztu, danie skądinąd jedno z moich
popisowych. Po prostu musi być wyborny.
Dlatego najbliższy czas poświęcę rybie i
wszystkiemu, co się z tym wiąże...
Komentarze (4)
Z przyjemnością stwierdzam,że umiesz interesująco
mówić zarówno wierszem, jak i prozą.Pozdrawiam i
czekam na dalsze odcinki:)
na tego łososia, to aż ślinka leci :-) może i ja
uszczknę kawałeczek :-) już jestem ciekawa co będzie
dalej :-)
Łosoś z rusztu mój przysmak, narobiłeś mi smaku.
Opowiadanie wciąga na tyle, że chciałoby się zapytać -
i co smakował łosoś? :)
Tekst wciąga. Urwany w odpowiednim momencie wywołuje
westchnienie w stylu: no, nie... i co dalej??!! :))