Makabryczny pocalunek
Bez dedykacji...bo czasami najprosciej jest nie mowic nic...
Makabryczny pocalunek
pary zniewolonych kochankow
Spojrzenia pelne upojenia
dotyk niczym gra plena uniesienia
Trwaja poki istnieje noc...
trwaja poki panuje ciemnosc...
Wzbijaja sie nad niebo dostojnie
topiac sie w namietnym pocalunku
Blask ksiezyca oswietla ich twarze
gwiazdy bacznie obserwuja...
droge w zapomnienie wskazuja...
Icha gra w ciszy trwa...
tona w czelusciach porzadania
Nagle nastala cisza
kochankowie oderwali sie od siebie
On ja odepchnal
wyciagnal zamachem sztylet
z pod czarnej peleryny
Wzrok w diabelski sie zamienil
zlapal ja za wlosy
przyciagnal do siebie
Pocalowal ja raz jeszcze wbijajac kly
krew nie winnie splywala
Napawal sie jej slodkim smakiem
przytulil ja z calych sil
wbijajac sztylet gleboko w serce
szklane lzy na twarzy dziewczyny
Ostatni zapamietany blysk ksiezyca
ostatnie westchnienie
Na kochanka spojrzenie
umarla tak podle w ramionach jego
Noc sie konczyla
jasnosc przejmowala tron
Zakopal cialo
kladac czarna rozne na pozegnanie
A nastepnej nocy
toczyl gre uniesienia
topiac sie w pocalunkach z kolejna
niewinna,zakochana dziewczyna...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.