Mały ptaszek (8)
Rozdział 3. Zbyszek.
-No tak, wszystko to piękne, ale on już tak
leży drugi tydzień tutaj - rozpłakała się
Agnieszka. - Co będzie dalej?
Anna też miała łzy w oczach.
-Córeczko, poczekajmy, na pewno to trochę
jeszcze potrwa, ale Jacek wyjdzie z tego na
pewno - powiedziałem.
-Wczoraj był tu trzeci raz lekarz -
rehabilitant, żeby sprawdzić, co jest
robione przy Jacku. Powiedział, że
wszystko, co robi Racuś (tak już naszego
robota "przechrzciły" dzieci) jest
prawidłowe i trzeba tak kontynuować -
powiedziała przytomnie Małgorzata, mama
Agnieszki. - Trzeba Jackowi robić właśnie
to, co najlepiej robi Agnieszka i dzieci –
dotykać, przytulać, głaskać, całować, i co
może najważniejsze - cały czas do niego
mówić, by stymulować pracę mózgu. Nawet
wystarczy trzymać go za rękę. To musi
przynieść poprawę. Trzeba mówić do Jacka
nawet 24 godziny na dobę, także w nocy.
-No tak, nie damy rady robić tego całą dobę
- smutnym głosem powiedziała Agnieszka. -
Co możemy zdziałać w ciągu dnia, to owszem,
ale przecież nie zostawię Kasi czy Jarka tu
w nocy. Bo sama też nie jestem w stanie -
fizycznie nie dam rady, bo muszę być
przytomna przy dzieciach w ciągu dnia. Ty
też, mamo, musisz jechać do pracy do
przychodni i też musisz być przytomna...
-Asia nie może być u ciebie częściej? -
zapytała Anna, ocierając oczy.
-Była tu wczoraj, dzieci szalały z nią na
podwórku przez dwie godziny, potem jeszcze
tyle samo w domu przed położeniem spać. Ale
teraz przyjedzie drugi raz dopiero w
piątek. Na pewno nie na dłużej niż dziś, bo
ma przecież swoje sprawy i obowiązki.
-Szkoda, trzeba się jakoś inaczej
zorganizować - bąknąłem bez przekonania,
nie wiedząc, co mam mówić dalej.
Zadzwonił telefon Agnieszki.
-Słucham. Witam cię, Tomaszu, tu Agnieszka
Birczyk - Tomasz z pracy Jacka - samymi
ustami "powiedziała" Agnieszka.
Kilka, może trzy minuty, trwająca rozmowa
wniosła nowego ducha do naszych
rozważań.
-No tak, to dobry pomysł, może nam to nam
jakoś pomoże. Proszę, przyjedź. Tak, możesz
teraz, jestem z rodzicami. Okej, czekamy -
zakończyła Agnieszka rozmowę.
Agnieszka popatrzyła na nas zamyślona.
-Mamo, chyba masz rację, że Pan Bóg i jego
Anioł Stróż nad nami czuwa. Właśnie Tomasz,
który cały czas myśli o Jacku, coś mógłby
nam poradzić i być może w ten sposób
odpowiedzieć na nasze potrzeby, o których
przed chwilą mówiliśmy. Zaraz tu będzie. Ma
jakiś pomysł, mówi, że może ciekawy. Znowu
nie ma zbyt dużo czasu, znowu może być
tylko do jedenastej...
-Wtedy przesiedział tutaj z nami prawie do
północy, chociaż kilka razy już próbował
wyjść, by być w swoim domu przed
jedenastą... - przypomniała sobie Anna.
Agnieszka dodała:
-Tomasz ma propozycję, że przywiezie tego
małego ptaszka, który stoi jak dotąd
bezczynnie na Jacka biurku. Ciekawe, o co
Tomaszowi chodzi...
Wizyta Tomasza tym razem przeciągnęła się
do w pół do pierwszej w nocy i "kosztowała"
Agnieszkę dwa litry wody mineralnej.
Tomasz wpadł głównie po to, żeby zobaczyć,
co słychać u Jacka.
Przywiózł jednak także swój pomysł - żeby
zaangażować małego ptaszka do pełnienie
funkcji towarzysza Jacka w jego chorobie.
-Problem polega na tym - zaczął Tomasz - że
to cacko Jackowej produkcji - ten mały
ptaszek z niebieskim dziobkiem, którego
widzieliście państwo wtedy na ekranie
mojego telefonu - że to cacko nigdzie nie
poleci, dopóki mu się nie wpisze
odpowiednich rozkazów i parametrów.
Wpisanie tego byłoby dla mnie dość proste,
potrwałoby kilka minut. Ale niestety, Jacek
założył na swoim ptaszku hasło, które
blokuje dostęp do takich ustawień. Nie
jesteśmy w stanie nic zrobić bez tego
hasła. Ptaszek fruwa obecnie, ale tylko w
naszej firmie i nigdzie więcej nie będzie
niestety umiał. Nie sforsujemy systemu
ptaszka bez tego hasła. Gdybym jakoś
sforsował system, to owszem, zacznie
działać, ale utracimy większość funkcji,
które zostaną wymazane mu z pamięci.
Postanowiłem mimo to, że zostawię jednak
tego ptaszka tutaj, pod państwa opieką,
może jakoś w przyszłości uda mi się
rozwiązać problem. W tej chwili co prawda
on nic nie będzie mógł robić, ale może
kiedyś jednak będę mógł się zalogować.
Nastała cisza, byliśmy trochę rozczarowani,
trochę zdezorientowani. Patrzyliśmy po
sobie, jeszcze nie bardzo to wszystko
rozumiejąc.
Tomasz widząc chyba nasze rozczarowanie
podjął dalej jeszcze jedną próbę.
-Przypomniałem sobie, że mówiła pani, pani
Anno - Tomasz zwrócił się do Anny - że jest
"braciszek" ptaszka, który został w pani
szufladzie biurka i który ma żółty
dziobek.
-Tak, oczywiście - rzuciłem, zanim Anna
zdecydowała się na odpowiedź. Anna skinęła
głową.
-No właśnie - rzekł z zapałem Tomasz. -
Gdyby go jutro pani tutaj przywiozła i
byśmy się tu spotkali, to byłbym chyba w
stanie go przeprogramować, żeby działał
tutaj....
-A będzie miał pan hasło do niego? -
zapytałem z pewną obawą.
-Tak, z tym może być problem... chyba że
Jacek nie założył hasła, wtedy będę mógł,
jest na to szansa.
-Nie, nie będzie problemu - wykrzyknęła
Anna. - Ja mam do niego hasło, bo Jacek mi
zapisał je w moim telefonie. Przepisałam je
zresztą także na kartce. Mimo tego i tak
nie ma potrzeby tego hasła w tej chwili
ustawiać, bo Jacek go nie aktywował. Mało
tego, nie musimy czekać do jutra, bo ja mam
to wszystko. I naszą kochaną ptaszynę ze
sobą, w torebce, także!
Niemal wszystko poszło potem już gładko.
Tomasz po wejściu do ustawień i
uruchomieniu potrzebnych zmian w systemie
ptaszka ustawił jego podstawowe funkcje,
trajektorie i umiejętności. Pokazał nam
także, jak je ustawić samemu.
Potrzebny do tego jest specjalny glassfon,
który także moja przytomna żona także miała
ze sobą w torebce. Posiada on wbudowany
komputer pozwalający na uruchomienie
"życia" ptaszka i jego niezwykłych
możliwości.
Kilkanaście minut po jedenastej przed
północą żółto-dziobaty ptaszek pofrunął, ku
zdumieniu i uciesze nas wszystkich, a
najbardziej Agnieszki, która po raz
pierwszy ujrzała cudeńko produkcji swojego
męża.
Po wstępnym zapoznaniu się z pomieszczeniem
i najbliższym otoczeniem i po sprawdzeniu
wstępnych trajektorii ptaszek sam nauczył
się poruszać bezbłędnie w powietrzu w
pokoju oraz w przyległych pomieszczeniach,
siadać na podłodze, na łóżku, na półkach, w
końcu na piersiach, na szyi i głowie Jacka.
Tomasz powstawiał takie umiejętności
ptaszkowi, że wszystkie osoby mogły
komenderować jego zachowaniem, poprzez
polecenia głosowe.
Pierwsza rzecz, która była w tym celu
potrzebna, to głosowe "logowanie się" Anny,
Agnieszki, Małgorzaty i mnie. Po
zalogowaniu każda osoba mogła wydawać
polecenia głosem, które ptaszek pracowicie
wykonywał. Niektóre polecenia można było
wydawać także za pomocą mrugania oczami i
ruchów gałek ocznych, pod warunkiem
trzymania glassfonu przy uszach i przy
oczach. Wszystko to można było robić z
sąsiedniego pomieszczenia, gdyż umożliwiał
to glassfon. Pozwalały one także na
oglądanie cały czas tego, co ptaszyna robi,
jak wygląda wnętrze pokoju razem z samym
pacjentem.
Także można było podkładać swój własny
głos, aby wypowiedzi ptaszka brzmiały
mądrze i niemal identycznie, jak osoby
sterującej go w danej chwili i mówiącej.
Oczywiście ptaszek nie był zdolny wykonać
polecenia jednocześnie 2 lub więcej osób,
zawsze robił coś w imieniu tylko jednej
osoby, w danej chwili uprawnionej do tego.
Gdy dwie lub trzy osoby wydały jednocześnie
polecenie, to ptaszek przyjmował do
realizacji polecenie od tego, kto posiadał
założony glassfon albo był od niego
najbliżej. Ponadto każde polecenie musiało
być dla niego zrozumiałe, bo inaczej je po
prostu ignorował. Początkowo wyglądało to
dość skomplikowanie, ale szybko się do tego
przyzwyczailiśmy.
Zostało zapowiedziane, że następnego dnia
zostaną zalogowani także Jarek i Kasia,
którzy aktualnie spali spokojnie w swoich
łóżeczkach.
Agnieszka uznała, że sama sobie z tym
następnego dnia poradzi (czyli we wtorek),
bez pomocy Tomasza lub kogokolwiek
innego.
Okazało się, że ptaszek ma jeszcze wiele
innych ciekawych funkcji i cech, wśród nich
odtwarzanie muzyki na życzenie, drapanie
pazurkami, potrząsanie piórkami i inne
śmieszne zachowania. Może być niemal tak
szybki i zwrotny jak zwykły, prawdziwy
ptaszek.
Następnego dnia okazało się, że Agnieszka
niestety trochę się pogubiła w tej
informatyce ptaszkowej i nie poradziła
sobie z logowaniem głosowym Kasi i Jarka.
Na razie Tomasz nie mógł ponownie przyjść,
więc musiało tak to zostać, że dzieci nie
będą "zarządzać" ptaszkiem.
Dzieci były zachwycone widząc, jak ptaszek
siedzi na piersiach taty i powtarza głośno
to, co szeptem mówi Agnieszka, stojąca
kilka kroków obok w tym samym pokoju.
-Jacku, wspaniale, że jesteś z nami.
Kochamy cię i czekamy, że się do nas
odezwiesz - mówiła Agnieszka poprzez
ptaszka. Jej głos nie zmieniony, dokładnie
taki sam, jak jej własny. Ciepły, łagodny,
melodyjny.
Dzieci tuliły się do taty, ale nie mogły
nic powiedzieć poprzez ptaszka bez
logowania.
A ptaszek mógł powtarzać wciąż i wciąż
wszystkie słowa, które powiedziała
Agnieszka i które zarejestrowały się gdzieś
w jego elektronicznej pamięci.
Mógł powtarzać te słowa nawet wtedy, gdy
już Agnieszki nie było w pokoju, bo na
przykład musiała zająć się obsługą dzieci
przed położeniem spać. Ptaszek siadał wtedy
na piersiach Jackowi, delikatnie grzejąc je
swoim podgrzewanym "tułowiem", trochę się
wiercił, obracał i przesuwał, w ten sposób
masując naszego pacjenta, i mówiąc głosem
Agnieszki dosłownie wiele minut i
godzin.
Jej głos, głos Agnieszki, kochającej
delikatnej kobiety, docierał do uszu, mózgu
i serca męża, a jednak...
Jednak Jacek wciąż nie reagował, co
doprowadzało Agnieszkę i moją Annę na skraj
psychicznej traumy. Anna... cóż, Anna
zaczynała czasem robić wrażenie, że wpada w
rozpacz. Trzymała się dzielnie, gdy była
przy Jacku i opiekowała się nim. Gdy tu
była, robiła przy nim wszystko. Czule i
delikatnie, z miłością, jak tylko kochająca
kobieta i matka potrafi. Ale po wyjściu z
pokoju chowała twarz w dłoniach i gdy nikt
nie widział drżała i łkała bezgłośnie.
Agnieszka trzymała się lepiej, pewnie
dlatego, że była z Kasią i Jarkiem.
Dzieci mówiły do taty swoje opowieści,
swoje wrażenia z podwórka, o tym jak go
kochają.
Jarek, bardziej już "dorosły", siedział
przy łóżku czasem kilkadziesiąt minut bez
przerwy, aż go Agnieszka wysyłała na
podwórko:
-Idź, pobiegaj trochę z Kasią, póki jest
takie śliczne słoneczko - mówiła. Po
trzech, czterech takich lub podobnych
naleganiach w końcu Jarek odszedł od swego
taty.
Kasia bardziej ruchliwa, jak żywe srebro,
nie wytrzymała dłużej niż parę minut
spokojnego oczekiwania przy tacie. Kręciła
się, wierciła, stukała rurki od kroplówki,
wchodziła pod łóżko. Kilka razy Racuś
reagował, "przywołując" ją do porządku
swoim delikatnym głosem.
-Kasiu, powiedz tatusiowi "do widzenia",
skarbeńku, i idź do babci - nakazała w
końcu Agnieszka, gdyż jej mama już była u
siebie po powrocie z pracy.
Kasia chętnie usłuchała takiego polecenia,
spędzała potem czas aż do wieczora u swej
babci. Wracały potem razem i na koniec dnia
Kasia mówiła swemu tacie, całując i
głaszcząc jego ręce:
-Tatusiu, dobranoc, muszę już iść spać.
Bądź zdrowy, proszę cię, bo chcę byś mi
naprawił Anusię.
Anusia to ulubiona laleczka Kasi. Trochę
przestała działać jej "lalkowa elektronika"
i Kasia postanowiła czekać, aż tatuś jej to
naprawi.
Komentarze (13)
przyjemnie się czyta :)
:))
Beata
"pomysł świetny jako stymulator mózgu"
Dziękuję, to dobra interpretacja. Sam jestem ciekawy,
co dalej - jak przyjmiecie, wszyscy drodzy Czytelnicy
- następne odcinki opowiadania. Jako autor mam trochę
"skrzywiony" odbiór swojej opowieści, więc każdy
komentarz jest dla mnie jak błogosławieństwo i za
każdy serdecznie dziękuję.
Dziękuję bardzo, Beato, za czytanie i komentowanie.
Pozdrawiam.
Być może to będzie decyzja kontrowersyjna, ale
zdecydowałem się nie czekać do weekendu i wstawię 9-ty
odcinek już jutro. Zapraszam do czytania.
Trochę rozczarowało mnie na początku że ptaszek to
tylko robocik bo taka zabawna z niego gaduła ale
pomysł świetny jako stymulator mózgu. Bardzo jestem
ciekawa co dalej...:)
Pozdrawiam.
Amor
Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa wi komentarzu.
Zapraszam do dalszego czytania i serdecznie
pozdrawiam.
Dobrej niedzieli.
Coraz bardziej fascynuje mnie ta powieść
Loka
Anna
Jadgrad
Madame Motylek
Halina
Angel Boy
"Nie mogę się już doczekać,kiedy będzie można kupić
takiego ptaszka"
Myślę, że jak Jacek w pełni wyzdrowieje, to zacznie
konstruować takie cacka i być może nawet będzie można
je kupić.
Dziękuję wszystkim Państwu za odwiedziny, pozostawione
miłe słowa i komentarze. Już jesteśmy mniej więcej w
środku opowiadania, więc wkrótce mogą się zacząć
niespodzianki. Zapraszam do czytania i serdecznie
pozdrawiam.
Dobrej niedzieli.
Długie, ale bardzo ładne :) Pozdrawiam serdecznie +++
Wszyscy by chcieli mieć program do uzdrawiania życia,
nie tylko ptaszka...pozdrawiam serdecznie
Nie mogę się już doczekać,kiedy będzie można kupić
takiego ptaszka:)
Pozdrawiam
z zaciekawienie czytam proszę cd.
czekam na dalsze losy Jacka i jego rodziny
Masz fantazję.Bardo ciekawe Twoje
opowiadanie.Pozdrawiam.