Małżeństwo pod białą kołdrą
Pod wspólnym baldachimem z granitowej
skały
Śpi małżeństwo, ich ciała kryje snu
tkanina,
Którą z dziennych trosk Słońce z Księżycem
utkały,
Anioł Końca kwiat Światła sierpem
powycinał
I chwast ciemności gęstej wkoło
porozsiewał.
Toż przed chwilą w ich sercach gwaru kwitło
kwiecie,
Teraz głaz ciszy dusze śpiącej pary
gniecie.
Sen stał się koszmarem - on nad czymś
ubolewa,
A wstrętny robak wspomnień przewraca jej w
głowie.
O czym drodzy myślicie? Śpijcie
małżonkowie!
Nie chcą spać! Pełna krętych myśli męża
głowa,
Sen przegania, rozmyśla jak życie
odmienić,
Zerwać kwiaty i bukiet żonie podarować,
Wczoraj chodził po łące, rosły wśród
zieleni
Bujnych traw - takich kwiatów nigdy jej nie
wręczył,
Nim dzień kogut obudzi bukiecik uzbiera,
Już widzi jak przed żoną na kolanach
klęczy
I okno szczęśliwości w duszy jej
otwiera.
Czy już zaśnie? Nie! Trawi go wspomnień
gorączka,
Znowu w przyszłość wybiega i nowy plan
tworzy,
Pyta świadka pamięci gdzie leży
obrączka,
Którą ściągnął przed laty i której nie
włożył.
Nie ma krążka na palcu, dawno świętym
wzgardził,
Ogniem płonie "serdeczny" ale serce
bardziej.
Pamięta, często kłótnią obierał cebulę,
Krople łez po policzku żony okiem gonił,
Ale nigdy nie objął jej ramieniem czule,
Od jutra otrze każdą łzę, którą uroni.
Tak leżąc wskrzesza myśli i umysł
wytęża.
A żona? Nie śpi również. Jej, nie mniej niż
męża,
Trawi ogień zgryzoty, ściska sznur
sumienia,
Wczoraj gniewu makijaż w kolorze
czerwieni
Nałożyła o świcie w dziesięciu
odcieniach.
Poszła spać z brudną twarzą, której nie
umyła.
Zna swój błąd, rankiem wstanie i makijaż
zmieni.
Chce usłyszeć płacz dzieci, których nie
rodziła,
Okiem marzeń spostrzega szkołę, w niej
korytarz,
Na nim dziecko radosne o rumianym licu
Milion pytań zadaje trudnych dla
rodziców.
Lecz teraz - cisza, pusto, nikt o nic nie
pyta.
Jakie plany na jutro? Zrobi w końcu
pranie,
Wyprasuje leżącą siedem dni koszulę,
Ugotuje gar zupy, a na drugie danie
Pięknie męża przeprosi przytulając
czule.
Śpią razem. Tyle rzeczy chcą dać sobie w
darze,
Mogą tylko robaki - tych mają w
nadmiarze,
Do czasu, kiedyś i te znikną, bowiem
drzemią
Kryci larw białą kołdrą - dwa metry pod
ziemią.
Komentarze (2)
Zbyt glebokie rany sa nieuleczalne.+++
Zaskoczyłeś mnie tym wierszem, mam na myśli tematykę.
Bardzo głęboki i skłaniający do refleksji. Niestety
jest również bardzo prawdziwy i smutny. Smutny, że już
nic nie są w stanie naprawić, że jest juz za późno.
Pozdrawiam :-)