W małżowinie
W małżowinie pogryzły się wieści.
Pokojowo wybuchły na podwoziach
samochodów grzęznących w piachu.
Trupy ścielą łoże w jego ziarnach.
Śpią zanim staną przed komisją:
piekło - niebo - czy coś innnego.
Z ciężkim łańcuchem przy karku.
W workowatej piżamie w ciemne wzory.
Z nadmuchanym karabinem na piłkę
przerobionym.
Mrożą krew w zamrażarce. Rozgrywają
sparing.
Potyczka o nic pomiędzy intruzami.
Krwiożercza eskpada zakończona remisem.
Jak maść na zadrapania wchłonęły się w
ciało.
Szukają ciepła ? Tu go nie znajdą.
Utkną w małżowinie jak w inkubatorze.
Deszcz idzie. Nie rozkłada się parasol.
Jeszcze nie umarł. Może się przysłużyć.
Jeden to za mało na dychotomię natury.
Komentarze (1)
Myślę jednak, że natura jest niesamowicie spójna i
niczym fortuna kołem się toczy - śmierć zamienia w
nowe życie. Podoba mi się twój wiersz.