Mammatus, parakondensacja.
A gdyby tak, podpalić źdźbło od
wewnątrz?
Jak długo korzenie tlą pod ziemią?
Ile pozyskamy czasu? Lepiej by,
krew zawrzała! Niech płoną bazyliki,
meczety, w oparach złości! W gasnące
pogorzelisko, uderzę gwałtownie.
Drzewo ranione sierpem leczę ogniem,
a kulą zwierze wyciągnięte z wnyku.
Od herbaty z rumem wargi nabrały
kolorów. To nic, że kroki znów skrzypią.
Usta niezasznurowane wygiętych
strun nie skroplą. Para, ziemia zamarza.
Nie bój się błysków, nie grzmi. To
kawałek
stali z ognia. Stygnie. Matczyna chmura
połknie każdą igłę, wydumany jad.
Komentarze (11)
Ostro od krytyki matczynego jadu, ale kto był matką w
określonej sytuacji nie wiem czy tej treści przyzna
tylko rację, niemniej wiersz wyróżnia się wśród
innych odmiennością stylu i budowy, jest po prostu
dojrzały.
Ciekawie ,ciekawie..+pozdrawiam
Poszukuję egzekutora kary ścięcia złamanej duszy -
chyba znalazłam:))) Pozdrawiam.
twoje mysli pobiegły znacznie dalej.....to wiersz
wyzszej półki..pozdrawiam..
"Drzewo ranione sierpem leczę ogniem,
a kulą zwierze wyciągnięte z wnyku" nic dodać -
najprawdziwsza parakondensacja
Bardzo dobry wiersz. Pozdrawiam.
komnen: tak, sprawdziłam, długo się nad tym
zastanawiałam:)
mam jedną wątpliwość: czy istnieje l.poj od 'wnyki' -
"wyciągnięte z wnyku"
wnyk-wnyki? -podoba się mi taka kondensacja
Rino, no no no. Dużo osób zna Twoje możliwości, ja też
już zdążyłam się z nimi zapoznać. Wysoko. Pozdrawiam
ciepło.
Ciekawy wiersz, wart przeczytania.
Kondensacja wystąpiła nader wyraźnie, widać oziębiły
się stosunki - para skondensowana w małżeństwo spływa
kroplami łez zimnymi - uczucia zalane po same
krawędzie wytrzymałości - zamarzają , i staja się
kruchym lodem.