Miejsce zwane domem
Przeszkadzała ludziom ich miłość. Mówli, że to zakazany owoc, chcieli ją zniszczyć, złamać...
I znów będzie pięknie,
jak kiedyś,
Zakwitną kwiaty pachnące.
Ujmę twą dłoń, spojrzę w twe oczy,
przejdziemy się wolno po łące...
Na cóż mi świat?
na cóż mi myśli?
Będziemy mieć tylko siebie.
Wspomnienia tych chwil spędzonych
razem...
Jak mogłabym istnieć bez Ciebie?
Miłość tak czysta,
jasna,przejrzysta,
jak górskich potoków strumienie.
Tryska wprost z źródła,
obmywa me myśli,
TY jesteś moim spełneniem!
Lecz szczęście nie nam
pisane jest łatwe,
nieszczęścia dostaną rolę.
Nim będziemy razem, serce przy sercu,
przetrwać musimy złą dolę.
Przetrwamy zły czas,
jak każdy inny,
będziemy się mocniej wspierali.
Bo tyś mą ostoją, ty moim brzegiem,
wśród ludzkiej zazdrości fali.
Minęły miesiące,
minęły lata,
Ty nadal trwasz tutaj przy mnie.
Nic im nie dały intrygi, złe słowa,
gdy kochasz mnie tak niewinnie!
Zamieszkać samotnie,
przy boku mieć Ciebie.
Marzę tak dniami, nocami...
Doznamy szczęścia, doznamy spełnienia,
wszystko wciąż będzie przed nami.
A gdy czas nadejdzie,
zbierzemy plony
naszej wspólnej miłości.
Gromadka mych dzieci, gromadka twych
dzieci,
wesprze nas w naszej starości.
... Bo tak naprawdę sami nigdy nie kochali
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.