Mój ty zywocie kaleki
Mój ty zywocie kaleki
Potykałes sie na równej drodze
Tak męczyłes sie przez wieki
Wszystkim ludziom ku przestrodze
Nie jednemu krzywde wyrządziłes
Otwarte rany zadałeś
W bok brutalnie ugodziłes
Cierpienie przekazałes okazałe
Już nawet twe okulary
Nie przyblizają tego czego nie widzisz
Na okularach pojawiły sie płachty pary
Im dłużej zmywałes i tak nie schodziły
Oglądałes swiat z daleka
Każdy człowiek miał dwie głowy
Każdy jak dziecko nie gotowy
By bez matczynego zyc mleka
Gdy tak znajdziesz troche czasu
Wtedy dopiero wspominasz
Ile to hałasu
Wywołala mina
Na której noga twa powstała
Zabrała ci podpore prawą
A lewa sama jakoś została
Mimo że zyje wydawała się martwą
Kiedy juz koniec świata ma się zbliżyć
Boisz się jak kazdy- Pańskiego osądu
Boisz się przypłynąc bliżej
Do bezpiecznego lądu
Który do siebie wzywa człowieka
Lecz do zaproszenie do ciebie nie
zawitało
Wiedz ze tam każdy na ciebie czeka
Nie spiesz się ,przybywaj pomału.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.