Moja dusza...
Dziś zapalę znicz na grobie Twoim synku...kocham Cię...jesteś ze mną każdego dnia...
Moja dusza...zraniona...
Wspięłam się na szczyt góry,
stanęłam tam sama,
sama z moim bólem,
moje serce pogodziło się...
ale tak bardzo tęsknię,
znów widzę jak leży sam...
taki malutki...
mój syn...
To nie był jeszcze jego czas,
wyrwany i jakby zostawiony...
obcym ludziom do opieki,
nie mogłam go wziąć w ramiona...
Leżał podłączony do aparatury,
cierpiał...
a ja z nim...
Tam na górze,gdy wspięłam się,
taka zmęczona, zadyszana,
gdy czułam się tak blisko nieba,
jakbym rozmawiała z Bogiem,
tam zatęskniłam za nim tak bardzo,
znów widzę jego malutkie oczka,
nosek, buzia i rączki takie
maciupeńkie...
Tam na górze wielkiej i stromej
miejscami,
tam Anioł przyniósł spokój,
wytchnienie...
Dziś mi lżej,
zostawiłam mój ból,
bo Twoja wola Panie nie moja,
Ty wiesz...
Tam w Bieszczadach Panie...
dałeś mi wybaczenie...
Dziękuję Ci Panie...(23.07.06)
to już półtorej roku...wszystko jest dobrze,czuję się dobrze...ale ten dzień dzisiejszy...to moje wspomnienie a może pożegnanie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.