Moja miłość...
Za każdym razem inne, ale jakże piękne... Takie jest nasze morze. Najpiękniejsze...
Nieposkromione, nieokiełznane...
To burzy się, to łasi niczym kot.
Czasem wściekle toczy pianę.
Granatowo biała grzywa
Wije się niczym wąż,
By za chwilę znów spotulnieć.
W jego niebieskiej toni
Tańczą promyki słońca
Niczym iluminofonia.
Na swoim grzbiecie
Kołysze do snu ptaki.
Ta cisza jest jednak pozorna...
Nagle zaczyna zmieniać oblicze.
Granat przeplata się z czernią.
Sięga dna, by ciskać piaskiem
I pluć nim w niebo z ogromną siłą.
Swoje pazury wbija w ląd.
Zabiera wszystko,
Co spotka na swej drodze.
Dumne ze swego dzieła, łagodnieje.
Znów czaruje swym błękitem
I muska delikatną bryzą...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.