Moon
Nuklearna błyskawica zwiastuje kontakt,
pomiędzy ziemią a martwą twarzą
o barwie pleśni,
w której wyrzut miesza się z ciężarem
jakiejś ogromnej obojętności.
Omiata mnie oddechem cmentarnego chłodu
o tysiącletniej ciszy,
pełnym wewnętrznych monologów
i
szeptów…
… nie wiadomo, co to wszystko znaczy…
przepływające iluminacje, zamazane
obrazy…
Szybuje w przestworzach armia
straceńców…
Skażone śmiercią bezokie byty
czynią wiatr milionami skrzydeł,
przejęte
ogromem nocy…
Ostrzą swoje pióra albo spadają z mostów w
chlupiącą otchłań,
inne –
zrywają się do lotu…
Wstrząsają swoim drżeniem
milczące drzewa,
spoza dziwnej projekcji sennych majaków…
…
Zygzak błyskawicy zniknął, lecz przetacza
się wciąż nad ziemią echo nuklearnego
gromu…
Dotykam palcami…
Zanurzam je
w Oceanie Deszczów,
który nie oddaje już ciepła…
… słabnie coraz bardziej na moich oczach…
W wykręconej spazmem przestrzeni
dokonuje się nieoczekiwana śmierć
magnetycznego pola…
(Włodzimierz Zastawniak, 2020-05-08)
https://www.youtube.com/watch?v=RUiPGYh9upY
Komentarze (4)
Witaj Arsis.
Bardzo refleksyjny wiersz.
Bywa, każdy z nas miewa swój, koniec świata, a
później znów buduje go od nowa.
Pozdrawiam serdecznie.:)
Mroczny, apokaliptyczny wiersz,
nie jest on łatwy w odbiorze, ale z pewnością ciekawy,
pozdrawiam.
Nic z tego nie rozumiem.
Trudno mi odczytywać - posługując się dosłownością,
ale - nieludzko lunatycznie... - wyglada to na jakąś
apokalipsę cieplych - pozytywnych dązeń, pragnien -
chocby tak malych ( i tak wielkich) jak zielone olchy
- nie zagrożone kataklizmem księzycowym. -
Przemawia... - oby tylko grymasami surrealizmu
katastroficznego.
Pozdrawiam:)