W muzeum
Rozlewam się leniwie
Na obrazie twojego spokoju
Powierzchnię nieskalaną
Siatką pęknięć znacząc
Denerwuję jaskrawe barwy
Formując je w ponure kształty
Indoktrynuję stateczną linię horyzontu
Umieszczając ją poza granicą poznania
Zakłócam harmonię figur
Szeptem zachęcając do deformacji
Depczę symetrię
Wznosząc koślawe kolumny gniewu
Podkowy uśmiechów
Z całą przebiegłością obracam
Niebo błękitem uśpione
Z premedytacją burzą niszczę
Bezpieczną przystań
Traktuję sztormem nieprzejednanym
Ściany domów
Spływają krwią beztroski
Obramowanie okupione latami trudów
Naginam aż do obrzydliwości
Umieszczam swój własny koszmar
W galerii twojej świadomości
Komentarze (5)
Może to tylko z Twojej uporządkowany świat wydaje się
muzeum, miejscem, gdzie wszystko ma swoje miejsce :)
ciekawie napisany wiersz, pozdrawiam cieplutko
jak to muzeum
za dawnych czasów uśpione
dzisiaj każdy do niego wpadnie
by mieć miecz czy maczugę do walki
Zgadzam się z przedmówcą- intrygujący wiersz, a za
razem, bardzo ciekawy obraz, ale nie umieszczaj
swojego koszmaru w mojej galerii świadomości- mam dość
własnych koszmarów ;)
intrygujący wiersz pozdrawiam