na końcu języka
splatam świty w warkocze
chcę pamiętać złote kłosy
falujących dni kiedy słońce plamiło
dłonie niewinne
jak kromka chleba był taki czas
nie ma czasu na wspomnienia
trzeba iść zapomnieć bocianie gniazda
drogi i mosty rzucane nad przepaścią
od myśli do słowa
już nie ma we mnie słów
jest patrzenie i czucie jeszcze bywa
ściska coś za gardło częściej strach
wzruszenie zostaje tylko na końcu
języka
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.