Na Rynku w Zamościu...
Na Rynku w Zamościu, pod parasolem
siedziałam
usta rozgrzane chłodząc, zimnej szklanki
brzegiem,
powiew swawolnego wiatru okazał się
lekiem
spragniona pieszczot ciało chętne mu
oddałam.
Ostrym żarem słońca płonęła skóra
rozpalona
promienie bywają gorące, namiętne jak
kochanek
wiatr otoczył chłodem ramiona rozgrzane
już kiedyś siedziałam czule w ciebie
wtulona.
Trębacz zagrał hejnał na trzy świata
strony,
na Rynku w Zamościu spacerowałam po
bruku
spoglądając na niebo rozleniwione w
bezruchu
czekałam, by powiał wiatr, kochanek
szalony.
Komentarze (38)
fajny wiatr, fajny wiersz...piękny Zamość:) miłego
wieczoru
Wiaterek potrafi ukoić i popieścić.
Pozdrawiam Stasiu.
A to ci dopiero kochanek. Pozazdrościć. Jego i
talentu. POzdrawiam luKro!
Łany wiersz o rynku w Zamościu,też bym tam chętnie
posiedziała.
Serdecznie pozdrawiam:)
piekne miasto i piekny wiersz pozdrawiam
Piękne miasto Krzysztofie pozdrawiam:)
wiatr istotnie jest szalony a jeśli okazał się lekiem
to bardzo dobrze Pozdrawiam serdecznie:)
Miłe wspomnienie, chociaż jak dla mnie troszkę proste.
Sytuację ratuje jednak sposób rymowania, który mi się
podoba. Pozdrawiam serdecznie i pokojowo z Gdańska.
Krzysztof Kaniewski