Nibylandia
Nie zdobędę odwagi na uśmiech, jawią mi się
pętle,
nie mam na to wpływu, muszę zrobić krok do
przodu.
Zamknę tylko powieki, żeby nie widzieć
lustra -
odbicie nie kobiety, nie człowieka, wita
śmiechem.
Nie przeskakują kadry mojego zwiędłego
życia,
może to jeszcze nie czas na podróż do
Nibylandii,
ale jak mam wierzyć sobie, kiedy nocuję w
butelkach?
Przebacz matko, ciężko być Twoim
dzieckiem,
przebacz ojcze, powiedz matce, że ją
kocham,
być może wybaczy, tego się już nie
dowiem.
Możecie wysłać mi list, znacie adres do
Nibylandii.
Świta, czas w końcu wyruszyć, póki nie za
późno,
kiedy rozkwitają we mnie niezapominajki.
Płaczą ściany, smutkiem żegnają,
nie mogę już obiecać – nigdy tu nie
wrócę.
Tylko jedna myśl przeze mnie przenika;
może czas umiliłby arszenik podany w
lampce,
lecz nie oddam biletów na statek, pora już
wsiadać.
Robię krok do przodu – krew zastygła
bez duszy.
Komentarze (19)
Podoba mi sie. Nie ze górnolotny, nie ze przesadny.
czytalem z zaciekawieniem jak odsłaniasz obawy. z
mojego doświadczenia wynika ze warto mieć tez powrotny
bilet do Nibylandii. Nie wiadomo co przyniesie
nastepny dzień. Pozdrawiam i gratuluję
ciekawy wiersz - próba wyjścia...
niesamowicie dramatycznie - mrocznie i pesymistycznie
- strach uruchamiać wyobraźnię z każdą strofą Twojego
wiersza - bo zapędza czytelnika w rejony tragicznych
decyzji podmiotu lirycznego w domyśle - a chciałoby
się go jakoś ratować... pytanie jak?
Zostań, walczo o swoje zycie tu i teraz.