* (nie boję się ciebie...)
nie boję się ciebie
jestem ćmą
ale już nie boję się ciebie
co mi zrobisz starcze
w tych żółtych kapciach
– nawet śmiesznie wyglądasz
udajesz gladiatora
ale ja wiem, że za każdym razem
przegrywasz walkę
ty umierasz
codziennie
jesteś tak marny, słaby
że ubierasz się w dziewczęce
różowe sukienki
i fioletowe kokardy
widziałam cię nawet z czerwonym
nosem klauna
ale nie byłeś tak pyzaty jak on
rozpływałeś się wśród chmur
gdy nastał wieczór
chudłeś
aż ujrzałam
promień, wstążkę ciała
zaczepioną na horyzoncie
szubienicy
miód ciekł z ran
nieprzekłutych
jak gwiazdy
one zresztą zleciały się
grupami
do ciebie
niczym sępy
żerujące przy zdychającym
jestem ćmą, przyznaję
ale ty słońce
starzejesz się
i zacząłeś skradać się do mojej lodówki
łóżko już przerobiłeś
Komentarze (9)
odkrywam* - pozdrawiam :)
czytam już kolejny raz i wciąż odrywam nowe obrazy -
moim zdaniem na tym ma polegać sztuka - świetnie
piszesz.
Kolej rzeczy...od serca do żołądka, nawet po ciemku
smakuje, gdy w samotności ktoś poda okruszek
nadziei...
pozdrawiam serdecznie
piękny, kocham tę wyrazistą estetykę smutku. W
wyrazaniu emocji zawsze jest coś dwoistego. Jaka
piekna katastrofa...można powiedzieć za Grekiem Zorbą.
https://www.youtube.com/watch?v=H9JppgiNuVs
Walczysz Marto, tylko zastanawiam się z kim?
A może mi się tylko wydaje?
Miłego dnia.
Dołączę jeszcze i ode mnie bukiecik niezapominajek za
całość. Udanego dnia.
mam nieodpate wrażenie, że piszesz o starości
Słowem: intrygująco.
Świetny, bardzo odważny wiersz.
Wymowny, życiowy wiersz, okraszony smutkiem :)