Nimfa z jeziora . . .
Gdy wiatr pieścił rankiem
Fale w tataraku
Usiadłem przed gankiem
Na skrzypiącym piachu
Ze spienionej wody, nimfa wypłynęła
Tak jak Bóg ją stworzył, na piachu
stanęła
Rozrzuciła włosy , jak wiatr białe
chmury
Osuszała ciało anielskiej figury
Spadające krople, jak dzwoneczki grały
Trwałem w osłupieniu . . . oniemiały
cały
Diabelskie spojrzenie które skałę ruszy
Przesłała z uśmiechem wartym mojej duszy
Zabrała mnie w otchłań jeziora rozkoszy
Myślałem , że serce ze mnie gdzieś
wyskoczy
Wiodła w upojeniu aż do dna czeluści
Że już sił nie miałem aby ją opuścić
Byłem już u kresu . . . tchu mi
brakowało
Wtem rozbłysło niebo , ciało mi
zdrętwiało
Z przeogromnym trudem otworzyłem oczy . .
.
Wtedy zobaczyłem , że to deszcz mnie
moczy
Spojrzałem dokoła . . . cisza była
wielka
Nie dostrzegłem nigdzie pięknego
„diabełka”
I do dzisiaj nie wiem czy ta chwila
miła
Była mym przeżyciem czy marzeniem była
Gdybym miał na zawsze na piekło zasłużyć
Chciałbym choć raz jeden znowu to
powtórzyć
Proszę mnie nie winić za coś
„przyziemnego”
Bo to Stwórca stworzył . . . człowieka
grzesznego
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.