Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Opowieść Elizy (odc. 50)

-Anno, zmęczyłaś się moją opowieścią. Pójdę już – postanowiła zakończyć na dziś Eliza. –Już jest prawie godzina dziewiąta. Powiedz mi tylko, jak się czujesz?
Lesia rzeczywiście była już trochę zmęczona, choć zgodnie z zaleceniem lekarza i samej Elizy sporo spała w ciągu dnia. Jej słowa były jednak dla niej niezwykle interesujące i wydawało się jej, że mogłaby słuchać tego jeszcze przez długi czas. Zdawała sobie sprawę, że również Eliza jest zmęczona i chce już odejść, więc nie zamierzała jej zatrzymywać. Przecież także i ona przeżywała te wszystkie dzisiejsze wydarzenia, a teraz te tragiczne wspomnienia o siostrze i śmierci - jej i tylu innych ludzi na ulicach i placach Hamburga. Widziała to na jej twarzy, to napięcie, nerwy, wyczerpanie, jednocześnie tak długo trwające wzruszenia i emocje.
Miała przed sobą młodą Niemkę, tak inną od wielu innych, które dotąd poznała w czasie tego tragicznego czasu wojennej apokalipsy. Niemkę, której postawa oraz to, co dla niej zrobiła, mogła przywrócić jej wiarę w człowieka, znajdującego się jakby „po drugiej stronie barykady”.
-Dobrze się czuję. Dzięki tym proszkom ból mi zbyt mocno nie dokucza. Ale tak, Elizo, powinnyśmy już skończyć tę naszą rozmowę dzisiejszego wieczora - orzekła. -Jednak pozwól mi tylko na koniec powiedzieć, jak bardzo ci jestem wdzięczna za to, że mnie uratowałaś. Byłam już w takim stanie, że myślałam, że nie wyjdę z tego wszystkiego obronną ręką. Nie znajduję słów, by wyrazić wdzięczność i podziękowanie przede wszystkim tobie, ale i Hansowi.
-Anno – padła prosta odpowiedź – zrobiłam coś dobrego, ale to było coś, co ci się należało. Nie znałam cię wcześniej, ale gdy cię dzisiaj poznałam, to upewniłam się w tym, że moja ukochana siostra, moja Anna, byłaby zadowolona, że tak godnie ją zastąpiłaś. Nie zapomniałam i nigdy nie zapomnę, o co prosiła mnie trzy dni przed swoją tragiczną śmiercią: „Zrób coś, żeby moja śmierć nie była bezsensowna. Może chociaż po śmierci się komuś przydam.” Dzięki tobie ona się przydała. Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Oczywiście!
-Myślę, że modlisz się za zmarłych, może kogoś z rodziny. Anna była katoliczką, tak jak ją wychowała mamusia, która była z pochodzenia Austriaczką. Mama wychowała się w Innsbrucku, ale gdy wyszła za mąż, za Niemca z Monachium, to najpierw zamieszkali w Wiedniu. Tam się po kolei urodziliśmy, my, ich dzieci. Potem rodzice podjęli decyzję i przeprowadzili się do Heidelbergu. Także katolikiem był nasz brat Gerhard. Zginął w Afryce w lipcu zeszłego roku. Wcześniej walczył w Polsce w 1939 roku, a potem we Francji w 1940.
-Wszyscy katolicy w naszej rodzinie, mama, Gerhard i Anna odeszli od nas w kolejnych lipcach – mama w lipcu w czterdziestym pierwszym, brat w lipcu w czterdziestym drugim, a kochana Ania w tym roku, też w lipcu! Czy ktoś z nas odejdzie z tego świata w lipcu czterdziestego czwartego? Może ja? Mam jeszcze trochę więcej, niż pół roku?
-Tata dzięki Bogu żyje i mieszka w Wiedniu, ale pod względem religijnym był bardzo odległy od Boga i chrześcijaństwa. Ja i Marta jesteśmy do niego pod tym względem podobne, bardzo oziębłe religijnie. Nie udało się mamie odmienić naszych poglądów i spowodować, żebyśmy były chrześcijankami. Ostatnio nasz tatuś w dużym stopniu zaczął się pod tym względem zmieniać, tuż przed i po śmierci mamy. Ale my – ja i Marta? Nie, dalej jesteśmy takie, jak dawniej, ateistki.
-Nie umiem się modlić za zmarłych, skoro nie wierzę w Boga, duszę, żywot wieczny i te inne rzeczy. Nie modliłam się nawet za mamę, Gerharda i za Annę, których tak kochałam. Anna była gorliwa pod względem swoich zasad i praktyk religijnych, ja – wręcz przeciwnie. Nigdy nie było pod tym względem konfliktów w naszej rodzinie, ani żadnych mocnych dyskusji czy agitacji. Każdy żył tak, jak mu się najbardziej podobało. Tatuś i my dwie – jak ateiści. Po prostu nie modlę się już blisko od piętnastu lat. Nie umiem, nie chcę, nie znajduję sił i wiary, bo jej nie mam. Jeśli Bóg jest, to mi jej nie dał. Nie dał mi wiary.
-Moja prośba jest taka – pomódl się czasem nie tylko za naszą kochaną Anię, ale także za moją mamusię i Gerharda. Żadnej z tych osób osobiście nie znałaś, ale zapewniam cię, że to byli dobrzy ludzie. Jeśli jednak jest coś takiego, jak dusza ludzka i zbawienie, to oni na pewno na to zasługiwali.
Lesia znała takie sytuacje i postawy, że ktoś nie wierzy w Boga. Nigdy nie wiedziała, jak w takiej sytuacji postępować, by choć trochę swojej wiary komuś innemu przekazać. A teraz - jak się zachować wobec obcej kobiety, w obliczu takiej jej prośby? Nie była w stanie przewidzieć, jak Eliza zareaguje na jakiekolwiek jej słowa dotyczące wiary, przecież niemal kompletnie jej nie znała.
-Tak, Elizo, z wielką miłością i wdzięcznością pomodlę się za nich – odpowiedziała po prostu i szczerze. –Po tym, co mi o nich opowiedziałaś, wiem, że to na pewno byli piękni i dobrzy ludzie. To prawda, że często się modlę - za moich rodziców, którzy nie żyją właściwie od niedawna, i za moją siostrę, której prawie nie znałam, bo umarła w dzieciństwie. To prawda, wierzę w Boga i ufam, że nas kocha i chce naszego zbawienia.
Zamilkła, bo nie wiedziała, co miałaby jeszcze powiedzieć, by jej nie urazić. Eliza jeszcze dokończyła:
-Mama była Austriaczką, tam było i jest dużo katolików. Nie mogła wytrzymać tutaj, w Niemczech, w Heidelbergu, „tego dziadostwa hitlerowskiego”, jak mówiła, gdy to wszystko się zaczęło w 1933 roku. Tatuś był naukowcem na uniwersytecie, fizykiem, a wcześniej, przed Wiedniem, studiował tam pod kierunkiem profesora Filipa Lenarda, laureata Nobla. Mama mówila o nim, że to największy nikczemnik spośród fizyków. Gdy władzę przejęli naziści, a zwłaszcza, gdy zakazali czytać i spalili miliony książek, oznajmiła, że ona nie może tu żyć w tym więzieniu. Wiele razy prosiła tatę, żeby wrócić do Austrii i w końcu dopięła swego – w sierpniu 1935 roku wróciliśmy wszyscy do Wiednia. Ja i Marta miałyśmy wtedy 21 lat i studiowałyśmy na tym cholernym, hitlerowskim uniwersytecie Heidelbergu. Mama chciała, żebyśmy przerwały tam studia, lecz tata zdecydował, żebyśmy jednak tam zostały. Ania miała 16 i poszła do gimnazjum w Wiedniu. Mama była lekarką, więc łatwo sobie wyobrazić, że Ania po maturze zaczęła studia na medycynie trzy lata później, czyli w 1938 roku.
-Nasza biedna mama była załamana, gdy nastąpił ten cholerny „Anschluss” niecałe 3 lata po naszej przeprowadzce, który spowodował, że znów dookoła zakwitły flagi z tymi „okropnymi, wykręconymi krzyżami”, jak mama nazywała hitlerowskie swastyki. Mówiła, że nie wytrzyma tego i będzie nalegać na tatę, by się wynieść do Ameryki. Akurat w tym zgadzaliśmy się wszyscy w naszej rodzinie, chociaż tatuś potrzebował do tego dużo więcej czasu, żeby do tego dojrzeć. Gdyby się zdecydował od razu, to pewnie żyłby i Gerhard, i Ania. Mama zmarła na zapalenie płuc, więc może to nie ma wiele wspólnego z Hitlerem i jego bandą szaleńców, ale jej zdrowie zaczęło podupadać począwszy od nastania tych strasznych czasów w Austrii.
-Dobra, Aniu, już kończę. Zostawiam cię tutaj samą. Mam nadzieję, że się nie boisz tu być. Ja ten pokój wynajęłam na nazwisko panieńskie mojej mamusi, Anna Rasmussen. Prawie zawsze tak robimy – ja biorę jeden pokój hotelowy, a Hans drugi na swoje nazwisko. Potem śpimy razem u mnie. „Jak będzie wsypa i obława, to tak szybko mnie nie znajdą, bo niekoniecznie wpadną od razu, żeby mnie u ciebie szukać” – mówi przezorny Hansik. „Jesteś takim moim milutkim bezpiecznikiem, kochanie”.
Eliza podniosła się, uśmiechnęła i pierwszy raz w tym hotelu pocałowała Lesię w policzek „na dobranoc”. Tamte liczne pocałunki w Alei Szucha były zupełnie inne, niż ten. Wtedy to była gra niemalże aktorska, także jeden z elementów gry o jej życie. Tutaj, gdy już żadna z nich nie musiała udawać, taki gest miał zupełnie inne znaczenia. Dlatego Lesia oddała jej ten pocałunek, mówiąc przy tym jeszcze raz:
-Dziękuję!
-Jutro rano możesz przyjść do nas do apartamentu na pierwszym piętrze, albo lepiej poczekaj na mnie około 9-tej rano, postaram się przyjść – powiedziała jeszcze Eliza. -Jeśli przyjdę, to poznasz mnie po tym, że wystukam do twoich drzwi taki jakby sygnał SOS – trzy szybkie stuknięcia, przerwa, potem trzy wolniejsze, przerwa, potem znów trzy szybkie. Jeśli nie usłyszysz i nie zareagujesz, to całą serię wystukam powtórnie. A teraz już naprawdę dobranoc.

Lesię obudziło stukanie do drzwi, zaledwie po pół godzinie snu. Pierwszej serii nawet dobrze nie usłyszała, ale drugi zestaw, szybkie – wolne – szybkie, spowodował, że zerwała się spod hotelowej kołdry i podbiegła do drzwi. Tuż przed pójściem spać odsłoniła rolety, zaciemniające okna, po to, by mieć choć odrobiną światła księżycowego w pokoju. Jednak Księżyca oczywiście już nie było widać, więc po omacku podeszła, by nie zapalać światła i wreszcie uchyliła drzwi. Eliza stała ubrana tak, jak niedawno temu wyszła od niej do siebie, tyle, że miała w ręku walizkę i płaszcz.
-Mogę? – spytała.
Lesia widziała ją w bladym świetle w korytarzu, otworzyła więc szeroko drzwi i wpuściła ją do środka. Prawie nic nie było widać, tylko kontury osób i sprzętów, więc Lesia znów zasunęła rolety i zapaliła światło. Musiała zmrużyć oczy, choć żarówki nie dawały wcale przecież tak dużo blasku.
Eliza gestem wskazała, żeby zamknąć drzwi na klucz.
-Nie mam gdzie spać, muszę cię prosić, byś mnie przyjęła do siebie – postawiła walizkę na podłogę, płaszcz rzuciła na fotel i rozłożyła bezradnie ręce.
-Oczywiście, przecież mamy szerokie łóżko, nie ma o czym mówić – odpowiedziała Lesia, siadając na pościeli. Była ubrana w piżamę, którą kupiła jej Eliza, pachnącą i świeżutką. Jej dziecko poruszało się co jakiś czas, jakby było czymś zaniepokojone. Położyła rękę na brzuchu i powiedziała w myśli: „Cichutko, dziewczyneczko”.
Eliza zauważyła ten gest i usiadła koło niej.
-Ania zawsze pozwalała mi dotykać swojego brzucha, żebym wyczuła, jak jej dziecko się porusza - wyszeptała. -To było takie dla mnie wzruszające, a ona się uśmiechała tym swoim najcudowniejszym uśmiechem. Pozwolisz mi spać koło siebie?
-Tak, oczywiście, Elizo.
Lesia patrzyła na nią, jak poszła szybko do łazienki i za chwilę wróciła. Rozczesała swoje piękne, gęste włosy i zaczęła się rozbierać. Lesia mogła teraz podziwiać jej nienaganną figurę. Była wysoka, szczupła, jakby wyrzeźbiona przez Stwórcę z największą pieczołowitością. Włożyła piżamę, bardzo podobną do tej, jaką podarowała Lesi i położyła się obok niej, wcześniej gasząc światło i znów podnosząc roletę.
-Mój Hansik zbiera dane do swojego raportu – roześmiała się półgłosem. –W apartamencie, który dał nam do dyspozycji Jopke, siedzą teraz on i czterej inni oficerowie gestapo i SS i piją wódkę. Mogę się założyć, że za godzinę lub dwie część z nich zacznie śpiewać na cały hotel, a pozostali będą kopulować z jakimiś dziwkami z miasta. Hans pozbierał ich nie wiadomo skąd i powiedział do mnie, żebym poszła do ciebie spać. „Nie mogę iść do tamtego mojego pokoju?” – zapytałam. „Możesz, ale tam ktoś jest. Weź tylko swoje rzeczy stamtąd i idź do Anny. Rano wyjeżdżam do Krakowa, więc spotkamy się po moim powrocie.”
-Tak zrobiłam, bo mój pokój rzeczywiście zajmuje jakaś para, tarzająca się po mojej pościeli. Ona wrzeszczy, a on jęczy, wiec tylko zabrałam z przedpokoju walizkę i przyszłam do ciebie. Tamci grają w pokera i piją wódkę, ci u mnie się kochają, nie ma dla mnie miejsca w tym hotelu - roześmiała się jeszcze raz. –Ciekawe, czy Hans zdąży jeszcze dzisiaj zaliczyć jakąś swoją dziwkę. Najpierw jednak musi wyciągnąć informacje od tych swoich kumpli po fachu. Im bardziej są pijani, tym więcej się można dowiedzieć, a Hans ma znakomitą pamięć, nawet jak pije.
-Elizo, myślałam, że … - wykrztusiła Lesia. Nie widziała jej twarzy, ale w głosie usłyszała obojętność, gdy Eliza zaczęła opowiadać o sobie.
-Nigdy go nie kochałam. Spaliśmy kiedyś ze sobą, ale on za dużo ode mnie chciał. Za każdym razem chciał, bym dotykała, głaskała i pieściła dłonią jego fujarkę, a nawet jeszcze więcej, jeśli w ogóle wiesz, o czym mówię. Nie jestem w stanie dać mu tego, czego on by chciał, więc praktycznie już nie sypiamy ze sobą. Znamy się tak dobrze, że możemy leżeć na jednym łóżku obok siebie nago jak dobrzy przyjaciele i on mnie nie dotyka, bo wie, że nie chcę. Szanuje to i mówi mi to. „Wydaje mi się, że wolałabyś kogoś innego, ale nie mam do ciebie pretensji” – mówi i to jest dla mnie w porządku. Dlatego szuka sobie przyjemności z innymi paniami, najlepiej w Paryżu. Mówi, że „musi żyć w pełnym gazie”, bo jutro może go nie być. „Gestapo działa szybko” – mówi. „Często nie masz nawet jak i kiedy łyknąć arszenik”. Od czasu, jak nie bawi się już w ruletkę, to często gra w pokera i pije wódkę z tymi „gnojkami z Gestapo”, jak sam mówi. „Muszę, bo tamci potrzebują moich raportów i ostrzeżeń, czy gdzieś nie szykuje się jakiś zamach na Himmlera, Hitlera lub innego sk … syna. Gra w karty i wspólne picie to najlepsza okazja, by zbierać dane. Nigdy nie dowiedzą się wszystkiego ode mnie, ale i tak mnie cenią i potrzebują. Jestem tym wywiadowcą wczesnego ostrzegania, a to kosztuje”.
Uścisnęła dłoń Lesi i powiedziała:
-Śpijmy, kochanie – i już się nie odzywała, a za chwilę oddychała spokojnie i miarowo.
Lesia także zasnęła w tym szerokim i wygodnym łóżku.
Obudził ją jakiś hałas. Miały otwarte okno od strony Krakowskiego Przedmieścia i obie usłyszały, te krzyki, ale Eliza nawet się nie poruszyła. Lesia natomiast wyskoczyła z łóżka i podeszła do okna.
-Powoli kończy się impreza u panów „nadludzi” z Gestapo i SS – cierpko orzekła Eliza. –Zaraz zaczną się śpiewy, trochę pohałasują, a za chwilę zabiorą ich samochodami do kwater na Szucha albo gdzieś tam.
I rzeczywiście, po kilkunastu minutach nastała już cisza.
-Hans pewnie teraz zabiera się za jakąś swoją dziwkę. Nie musi się specjalnie oszczędzać, bo rano ma pociąg i wyśpi się w drodze do Krakowa. Nie pił za dużo, bo musiał być trzeźwy, więc spokojnie odpocznie do południa.
Jeszcze raz zasnęły, Lesia tym razem pierwsza.
Obudził ją cichy szloch. Było już widno, pewnie było gdzieś dziesięć – piętnaście po szóstej. Była już wypoczęta, więc powoli, dyskretnie podniosła głowę i spojrzała na Elizę. Ta nie otworzyła nawet oczu, ale słysząc jej poruszenie zapytała:
-Anno, obudziłam cię? Przepraszam…
Lesia wyraźnie usłyszała płacz w jej głosie.
-Coś się stało? Może źle się czujesz? – zapytała.
Eliza zaprzeczyła ruchem głowy, a za chwilę zaczęła mówić, spokojnym głosem, choć czasem przerywała.
-Najbardziej w swoim życiu kochałam Annę. Nikt mi jej nie zastąpi, jej dobroci, jej słodyczy, jej dotyku. Morderczy ogień ją strawił, a ja jej nie powstrzymałam. Nie sprawdziłam się i nie zrobiłam tego, o co prosiła nas mamusia. Pozwoliłam jej odejść tam, gdzie czekała na nią okrutna śmierć. Nigdy nie zapomnę i nie wybaczę sobie tego potwornego błędu.
-Nikt nie wiedział, ani ona, ani sam Bernard, że go kochałam. Nikt, tylko ja, która go kochałam. Jednak to oni byli stworzeni dla siebie, więc odsunęłam się od razu, gdy tylko to stwierdziłam. On jest tylko o rok młodszy ode mnie, ale lepiej pasowali do siebie z Anią. Na pocieszenie, zamiast niego wpadłam w ramiona Hansa. To fakt, że Hans mi zaimponował. On mnie pożądał, a ja poszłam za nim. Pozwoliło mi to stłumić mój żal, że to nie ja jestem szczęśliwą żoną Bernarda. Uznałam to za pewnik, że Anna będzie bardziej umiała go uszczęśliwić, niż ja bym potrafiła. I tak było, na pewno tak było. To była niezwykła miłość, taka wprost z baśni. Mówiłam sobie, że są jak Tristan i Izolda - ona taka piękna, złotowłosa, szlachetna.
-Ty trochę jesteś do niej podobna. Do Anny, nie do Izoldy. Wiem, że ona zmarła, bo całowałam ją na pożegnanie. Lecz gdzie on jest? Nie wiem, poszukam go!
-Anna, moja kochana siostrzyczka. Śniła mi się Anna, dosłownie przed chwilą, dlatego tak się wzruszyłam i płakałam, gdy się obudziłam - ciągnęła. -Przepraszam cię, już jestem w porządku. Właśnie teraz pierwszy raz śniła mi się po swojej śmierci moja Ania. Stała na jakimś wzgórzu, a za nią kotłowało się morze płomieni, trzaskających wysoko w górę, jakby miały dosięgać do nieba. To wzgórze to był jakby jakiś stos, który ktoś podpalił. Potężny żar obejmował ją dookoła, ale jej nie dotykał. Była jakby nienaruszona, oddzielona jakąś niewidzialną barierą od tych płomieni. Na ręku trzymała dziecko, tak jak widuje się na obrazie Matki Boskiej, trzymającej Jezusa. Ale to była dziewczynka, która przytulała swoją twarz do matki, do Anny. Poznałam, że to jest ta córeczka, ta najmłodsza, która nie zdążyła już się narodzić.
-Odezwała się do mnie: „To nie twoja wina, że zmarłam. Bardzo cię kochałam, Elizo, a teraz proszę cię, wychowaj moje dzieci. Wychowaj moje dzieci razem z Bernardem, a ja będę patrzeć na was i będę najszczęśliwsza ze wszystkich ludzi”. Potem płomienie ustały i zrobiło się tak, że wzgórze było białe, jakby pokryte śniegiem. Anna stała tak samo z córeczką, która teraz podniosła rączkę i gładziła jej włosy. Miałam wrażenie, że to ja gładzę jej włosy tak, jak wtedy, w ten poranek w Hamburgu, gdy trzymałam ją w ramionach i po raz ostatni całowałam. Czułam ten dotyk, chociaż widziałam, że robi to rączka tej dziewczyneczki. Jeśli powiedziała: „Wychowaj moje dzieci razem z Bernardem”, to znaczy, że Bernard żyje i powinnam go odszukać.
Zapadło milczenie. Lesia podniosła się i dotknęła delikatnie jej włosów.
-Piękna jesteś, Elizo. Najpiękniejsza jest twoja dusza.
-Myślisz, że mam duszę? Czy Niemcy mają jeszcze duszę po tym wszystkim, co zrobili? – spytała.
Początkowo pytanie pozostało bez odpowiedzi, choć Lesia kilkakrotnie pokiwała głową. Po chwili dodała jeszcze:
-Wszyscy mają duszę, a twoja jest niezwykle piękna.

Ktoś zapukał do drzwi. Za chwilę okazało się, że przyniesiono im śniadanie. Wczoraj Eliza, zanim przyszła spać do pokoju Lesi, zamówiła na wpół do ósmą śniadanie dla dwóch osób. Szybko się umyły i zaczęły z apetytem je spożywać.
-Po raz pierwszy o tobie dowiedziałam się w sierpniu … - zagadnęła Eliza.
-Jak to, już w sierpniu? – zdumiała się Lesia.
-Tak, w sierpniu – odpowiedziała. –Wróciłam do Hamburga, by zobaczyć, czy nie ma jakichś listów do Anny. Wystawili takie skrzynki, na tej pustyni, także przy Nordkanalstrasse, gdzie ktoś wkładał listy, a adresaci wyjmowali, jeśli się znaleźli. Były też listy do Anny, ale nie od Bernarda. Jeden z nich był z Warszawy, z poczty wojskowej od majora Wilhelma Stressnera. Znasz go? – zapytała.
-Tak, pamiętam, w sierpniu spotkaliśmy się w pociągu do Lwowa – Lesia odpowiedziała zaskoczona. –Całą drogę rozmawialiśmy …
-Dokładnie, między innymi o poezji i muzyce – tak napisał, dla przypomnienia. List był adresowany do mojej zmarłej siostry, więc czułam się upoważniona, by go otworzyć i przeczytać. Major Stressner zapewniał cię, że nie zapomniał o tym przemiłym spotkaniu, o tej rozmowie po niemiecku i francusku. Od razu się domyśliłam, że ktoś już używa paszportu mojej siostry, zgodnie z jej ostatnią wolą i z moim przyzwoleniem. Byłam szczęśliwa, że udało mi się spełnić jej życzenie, bo przecież działo się to już po moim spotkaniu i ustaleniach z „Marcysią”. „Oby z dobrym skutkiem” – pomyślałam sobie wtedy …
-Major Wilhelm Stressner napisał, że nigdy nie zapomniał o tej waszej rozmowie, a także pamiętał o twojej prośbie, by odszukać na froncie rosyjskim męża Anny, Bernarda. „Anno – pisał – nie mam dobrych wiadomości w tej sprawie, ale nie mam też ostatecznie złych. Twojego męża, porucznika Bernarda Steinera, nie ma na żadnej liście osób zmarłych, ale też nie ma żadnych informacji o tym, gdzie jest i co się z nim stało. Jest na liście zaginionych. Zapewniam cię, że nie będę ustawał w wysiłkach, by te informacje, które są dla ciebie tak cenne, kiedyś wydobyć i natychmiast ci je przekazać”.
Lesia znów zaczęła się gubić w tym, za kogo uważa ją Eliza, bo znów zwróciła się do niej tak, jakby do swojej siostry:
-Anno, proszę cię, pozwól mi udać się dzisiaj do majora Wilhelma Stressnera i w twoim imieniu zapytać się go i poprosić o dalsze poszukiwania męża. Jeszcze wczoraj, zanim dotarłam z Hansem do Gestapo w Alejach Szucha, najpierw dowiadywałam się o nim w sztabie warszawskiego dowództwa Wehrmachtu. Wczoraj był nieobecny w Warszawie, ale powiedziano mi, że dzisiaj po południu na pewno będę mogła się z nim spotkać. Powiedziałam sekretarce, że w sprawie męża mojej siostry, porucznika Bernarda Steinera. Chciałabym cię prosić o to, bym mogła się powołać na tę twoją z nim rozmowę w pociągu. Jednocześnie przepraszam cię, bo gdybym od razu pojechała wczoraj na Szucha zamiast szukać majora Stressnera, to może oni by cię tam nie zdążyli pobić w tej katowni. Bardzo mi przykro, że się tak spóźniłam.



Dodano: 2017-01-31 21:58:59
Ten wiersz przeczytano 1029 razy
Oddanych głosów: 5
Rodzaj Nieregularny Klimat Dramatyczny Tematyka Śmierć
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (11)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Ola
To trochę inaczej ma być w moim zamiarze. Przyszła
powieść, gdy ją zakończę, będzie miała jeden tytuł.
Pierwotnie nawet już wymyśliłem ten tytuł, ale teraz
są inne pomysły, konkurencyjne. W trakcie pisania
publikowałem tutaj kolejne odcinki, nadając im odrębne
tytuły (żeby się Czytelnikom nie znudziło). Wiązały je
ze sobą postaci głównych bohaterów (Maria, Lesia,
Tadeusz, Władek) oraz kolejna numeracja (od 1 do 50).
Obiecałem jeszcze, że opublikuję 2 - 3 odcinki o Marii
i Władku, a potem będę kontynuował pisanie już tylko
raczej "w samotności", czyli nie publikując w
odcinkach. Jak się uda skończyć (może za kilka lat),
to opublikuję gdzieś całość.
Dziękuję za wizytę i pozdrawiam serdecznie.

Ola Ola

Jak skończysz " Opowieść Elizy", to już będę częściej
do Ciebie zaglądać:-) :-)
Milego:-)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Ola
Dziękuję za wizytę, czytanie i miłe słowa.
Pozdrawiam serdecznie.

Ola Ola

"pod", przepraszam:-)

Ola Ola

Nie uczestniczyłam od początku "Opowieść Elizy" i też
dlatego nie zachodzę, bym musiała się cofnąć do
pierwszej części, przykro mi
Ale dziękuję za komentarz pid moim tekstem
Pozdrawiam:-)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Amor
Dziękuję za zainteresowanie, czytanie i komentowanie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia.

AMOR1988 AMOR1988

Niesamowite losy ludzkie.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Halina
Waldi
Anna
Zbliżam się do końca publikacji tutaj na tym portalu
mojej powieści, która powstawała jak dotąd "na Państwa
oczach".
Po krótkiej przerwie napiszę jeszcze 2-3 odcinki
(prawdopodobnie tylko o Marii i Władku). Dalsza część
powieści będzie pisana następnie już raczej bez
publikacji w Internecie. Czy zdołam ją (tę powieść)
dokończyć? - sam sobie zadaję pytanie i Panu Bogu.
Wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom, którzy czytali,
zainteresowali się, komentowali, docenili moją pracę i
na dodatek czasem wzruszali się - z całego serca
dziękuję.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia.

Halina53 Halina53

A ja zdążyłam...przeczytać ciąg dalszy, pozdrawiam
serdecznie

waldi1 waldi1

bardzo ładnie dalej piszesz .. tym bardziej ... że
lobię tematykę wojenną .. walki powietrzne .. walki
morskie .. sporo mam książek przeczytanych.. o
oddziałach partyzanckich .. jak również masę widziałem
filmów wojennych .. i w dalszym ciągu czytam i oglądam
..kocham te tematy tylko oby nigdy nas to nie
spotkało co naszych dziadków i rodziców ..

i dziękuję za komentarz z naruszeniem postaci pana z
małej litery staża .. myślę że ten człowiek w pewnym
stopniu jest jak robak który draży zdrowe drzewo ..no
cóż tacy ludzie się radzą ..jak również pani profesor
Pawłowicz a daleko od niej nie odbiega ..

anna anna

... jak prawdziwe siostry. Ciekawa jestem dalszych
losów Elizy i Lesi.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »