Opowieść wiatru
Gdy pędzel świtu zaczął tworzyć
różowo- złote malowidła,
powstałem znowu z traw kołyski
i w niebo rozpostarlem skrzydła.
Gładziłem źdźbła na pożegnanie
i oblecialem las wokoło.
Kiedy człowieka zobaczyłem,
otarłem mu spocone czolo.
Ukołysałem kłosy zboża,
pieściłem czule listki drzew,
w kominie grałem duet z świerszczem
(on - pierwsze skrzypce, a ja śpiew)
Pędziłem owce chmur po niebie,
falami pomarszczyłem staw.
Dzień gaśnie. Wkrótce znów powrócę
do swej kołyski pośród traw.
Kalina Beluch
Komentarze (5)
bardzo ładny wiersz...a ja zostawiam zapach;) i
pozdrawiam
Przepiękny wiersz pisany lekkością a zarazem dynamiką
wiatru. Bardzo mi się podoba.
przeleciał wiatr w wierszu i pięknie o tym
opowiedział Śliczny wiersz ma energię Dobry:)
Melodyjny, bardzo dopracowany.Zabawny i taki troszkę
zawadiacki z jednej strony piękne niewymuszone
metafory i już człowiek myśli oho będzie patetycznie a
z drugiej świerszcz i klimat przyjazny czytelnikowi:P
To co nas uspokaja i pozwala marzyć:)