Ostateczne przemyślenia
Stało się to, czego się bałem,
Bo nie dość mocno się postarałem.
Uderzył piorun z nieba jasnego,
Jak jastrząb co spada na wroga swego.
Uderzył i zniszczył fundamenty niskie,
Które mej duszy były bardzo bliskie.
Przyjaciel stał się nieprzyjacielem
I vice versa, straciłem nadzieję.
Jeszcze zanim zacząłem działanie
Wiedziałem - na tym fundamencie nic nie
stanie.
Zaszczepiłem się wcześniej przed chorobą
ludzkości,
Która jest znana pod nazwą miłości.
Lecz na nic się zdały moje starania,
Drogę od nienawiści do kochania
Dwa razy przebyłem, w jedną i drugą
stronę,
Nim zdałem sobie sprawę, iż wszystko
stracone.
Lecz w czasie tym byłem już zniszczony,
Od wewnątrz, na zewnątrz, więc od każdej
strony.
Szansy nie miałem, choćby najmniejszej,
Zacząłem więc pisywać wiersze,
W których na wszystko się użalałem
I wiele miłych osób poznałem.
Lecz ostatecznie nic się nie zmieniło,
Jeszcze nie zaczęło, a już skończyło.
Więc piszę ten wiersz, najpewniej
ostatni,
Bo nie mam pojęcia jak uciec z tej
matni.
Ale tak naprawdę nie szukam pomocy,
Ani pocieszenia, ani Boskiej mocy.
Chcę tylko, aby ktoś zrozumiał
I ból mój cały ogarnąć umiał,
By szukał odpowiedzi na letnim niebie,
W czasie gdy będę już leżał w glebie.
Koniec
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.