Panta rhei
Wieczór usiadł obok w połowie papierosa.
Słońce po robocie umierało bezkrwawo,
kwantami bursztynów dogasając we włosach
mokrych od łez wierzbin i kremem z
czekoladą
brązowiąc dekolty, podkreślone puszapem.
Dzień zasypia. Księżyc – nadworny
bajkopisarz,
wyrusza rydwanem archaniołów
skrzydlatych,
poszukując pętli, gdzie zagubił się czas,
co
nieustannie płynie i ślad skrzętnie
zaciera
przed ciszą plotkarą. Ta, to lubi się
droczyć –
łże jak z nut i z nudów z wiatrem – starym
przecherą
ciężarne od deszczu przeganiają obłoki,
gdy jak wozy z sianem po niebie się
kolebią.
Czuję boski dotyk. Dzień po filtr się
dopala.
I wszystko mi jedno, czy nazywają ciebie
Budda, Jezus Chrystus, Hare Kryszna czy
Allach.
Komentarze (159)
Zatrzymujesz wierszem na dłużej. Rewelka. Pozdrawiam
ciepło Arku :)
Warto było się zatrzymać nad Twoim wierszem, Arku :))
Pozdrawiam i plusik zostawiam :) B.G.
Piękna zaduma nad przemijającym dniem::)
Miłego dnia:)
" Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo."
Brawo za styl, przerzutnie, puentę...
Aż chce się zaczytać!
Pozdrawiam :)
Bardzo dobry, refleksyjny wiersz.
Zadumałam się, pozdrawiam :)
Bardzo dobry, refleksyjny wiersz.
Zadumałam się, pozdrawiam :)
Bardzo dobry, refleksyjny wiersz.
Zadumałam się, pozdrawiam :)
Zaduma, filozofia wplecione w codzienność. Bardzo mi
się podoba. Pozdrawiam.
Niezwykła zaduma z piękna puentą.