Pępek ulicy
O! Ta to ma znów szczęście,
zaprosiła się na zaplecze restauracji,
pogoniła kota. Szybsza.
Mieszka jedną aleję dalej. Zamelinowana.
Moją w zeszłym roku zlikwidowali i tak się
miotam, pozbieram kilka kartonów. Popatrzę.
Nieraz potelepię, gdzieżby tam z zimna.
Ogólnie to nie jest źle, bo i łaźnia w
pobliżu, lecz kto by z niej korzystał tylko
problem.
Wiesz! Na perfumy trza wydać,
a te kilka groszy to na podtrzymanie
ciepła.
W sumie to mam spokój, bo widzisz, teraz
za ludźmi cień nie nadąża, powiedzieć
tylko potrafią biedny, znów sztywny.
Jaki tam ze mnie sztywniak.
Gibki jestem.
Komentarze (13)
Był taki okres życia, że bezdomnych często widywałem.
Czasem pomagałem, mieszkanie załatwiałem, niektórych
groby na cmentarzu potem spotykałem. W większości
alkoholicy, niektórzy gorzej "denaturatczycy". Smutny,
często okrutny los człowieka. Zbyt mało pomocy ze
strony organów państwa na nich czeka.
Pozdrawiam. Miłego dnia :))
dziękuję kochani ...
Amorku
Ciekawe, z pomysłem, pozdrawiam :)
dziękuję kochani :) pozdrawiam
ładnie, acz smutno, bo takie też jest życie:)
pozdrawiam Ewa
Jakby nie patrzeć to zależy czy bezdomność z wyboru
czy z konieczności. Bardzo dobrze widoczna gorzka
ironia.
twoje wiersze Ewuniu są niepowtarzalne
bo widzisz, teraz
za ludźmi cień nie nadąża- bardzo mi sie podoba
Fajny a końcówka i tytuł super:)pozdrawiam cieplutko:)
Tytuł to strzał w dziesiątkę Ewo.
pozdrawiam paa :)
Witaj Ewuniu. Spojrzenie z poziomu ulicy, jakże inne,
jest w nich więcej życia niż w przechodniach. Moc
serdeczności Ewuniu.
szaleństwo, uśmiech z przecinkiem na dole