Płomień świecy
Mój najlepszy dla P.B.
Jest południe, cisza pośród krzyku.
Tylko płomień świecy zdaje się być
nieobecny.
Jakaś siła, z prędkością wiatru, krąży po
pokoju
Szukając wymyślonego ducha szczęścia.
W kołysce małe dziecko płacze jakby
wiedziało,
Że z grzechu zostało poczęte...
Unosząca się wina czyha na swoją ofiarę,
która nigdy się nie zjawi.
Nikt nie zwraca uwagi na to, że nie ma to
zgody.
Zło szuka człowieka złego, a znajduje
dziecko
-już nie dziewicę, ale umysłem kobietę.
Nikt nie widzi cierpienia, które wypełnia
serce nadziei.
Liczą się tylko niewypowiedziane nigdy
słowa,
A ujawnione myśli stają się ludzką
prawdą.
Wiara zamknięta w sobie śpi spokojnie
Unikając wzroku zazdrośników.
Tak niewinnie patrzące niedobro woła i
kusi
Skłaniając do błędu.
Pomyłka krzyczy bezgłośnie
Gubiąc się pośród myśli małej niewiasty.
Głuche na słowa echo zdaje się być, nie
będąc,
A nie będąc – istnieć.
Ciepły wiatr nie odnajdując swego miejsca
na ziemi
Zmienia się w chłodny powiew i momentalnie
wnika w krew.
Poczucie inności i zarazem mniejszej
większości
Odnajduje ukojenie w dłoniach ognia.
Łza czerwona płynie, nie wiadomo dokąd, po
policzku dziecka.
Szuka ścieżki, którą i tak nie podąży.
Uroczo jednolity oddech dwóch osób zamienia
tlen w truciznę.
Ból węszy wokół kołyski gotów
zaatakować...
Nadal jest południe, nadal słychać ciszę,
Ale płomień świecy zgasł.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.