Po trzeciej stronie
Nie lubię tych jasnych dni
W nich tyle rzeczywistości
Zbyt wiele stalowej powagi
Za wiele dzikiej sztuczności
O skały znów rozbita prawda
Bo wstyd milczał, zbyt wiele
Nie chciał się przyznać, o nie
Dusił się w zmarzniętym ciele
I przyjemny mrok obok usnął
Włosami zagarniał me dłonie
Jasny dzień ślinił ku ciemności
W złotej nic nie wartej koronie
Umysł kołysze się z wolnością
Która maluje papierowe ściany
Ta śmiertelna zieleń wtula się
W nieśmiertelny spokój zabrany
Zmarszczonym palcem dotykam
Płócien i szkiców niewidzialnych
Zamykam oczy by znów spojrzeć
Na obraz świata spraw banalnych
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.