pod dziurawym parasolem
Dobrze, że mieszkam na parterze
nie na dziesiątym albo wyżej...
W to co wierzyłem już nie wierzę
Najświeższe rany swoje liżę
Z nieba obfite ciągle deszcze
wciąż leją się na moją głowę
bo widzisz takie moje szczęście
stać tu z dziurawym parasolem
Albo pod rynną z której kapie
jak łza deszczowa woda słona
ta myśl że kiedyś ciebie złapię
i że zatrzymam w swych ramionach
Jest dziura a więc szukam klucza
choć był początek nie chcę końca
z serca mnie nigdy nie wyrzucaj
razem pójdziemy w stronę słońca
Komentarze (15)
dobrze się czyta
Kolejny, udany wiersz. Zmienilabym tylko ostatni wers
na mniej oklepany...
Niby taki rozżalony, "dziurawy", zrezygnowany,
przemoczony wiersz, a emanuje jakąś taką nieuchwytną,
delikatną czułością i figlarnością;
i "na domiar złego"... nie kończy się bez-nadzieją :))
ale ładnie, bardzo piękny wiersz :-)
Melancholijnie i z nadzieją.
Tylko to "złapię" jakoś mi nie
pasuje do lirycznego tekstu.
Tob tylko tak na marginesie, bo
wiersz podoba mi się.
Pozdrawiam.
Piękna tęsknota. Cieplej zrobiło się na sercu.
Pozdrawiam :)
Ładnie. Z przyjemnością czytałam.
Pozdrawiam:)
:-)
Fajny wiersz,:)
Podoba mi się, bardzo ta tęsknota
Nie każdy klucz pasuje do takiej dziury...w
sercu...musi być dobrze dopasowany...
pozdrawiam ciepło, miłej niedzieli
Początek z końcem się pokłócili,
gdy obok siebie się zobaczyli...
Bardzo fajny wiersz. Pozdrawiam. Miłej niedzieli :)
zgrabne strofki - fajny wiersz.
Takie wiersze, to ja bardzo lubię :)
Pozdrawiam.
Iść, ciągle iść, w stronę słońca...
Pozdrawiam.