Pogorzelisko
Z cyklu "Żywioły"
Wioskę zakryła gęsta mgła, jak szara
warstwa popiołu,
Jak całun żałobny z ciałem, do cmentarnego
wrzucony dołu.
Czas ściął się, gorącym zmrożony
oddechem
Zapadł się w sobie, zastygły bezruch odbija
się echem.
Bezzębne szkielety chałup i puste oczodoły
okien
Krzyczą , chociaż ten krzyk, jest jak
studnie głębokie
Podobne czarnej dziurze, z której nic nie
wychodzi
W jej wnętrzu wszystko znika, tam mrok
śmiertelny się rodzi.
Obraz na wskroś pierś przechodzi, pod
powiekami zastygł i zgasł
Oczy nasiąkłe od żalu, w sercu kłująca
drzazga, jak źdźbła
A w nozdrzach zapach spalenizny, ludzkich
włosów i ciał
I to dręczące pytanie: Czy Bóg naprawdę tak
chciał?
Dlaczego żarłoczny smok ognia przybył do
domu mego?
Czy to nieszczęście nie mogło spotkać kogoś
innego?
Zaglądam do wnętrza siebie i chociaż mnie
płomień nie sięga,
Spalone mam serce na popiół, a myśl to
przerwana wstęga.
Pochylam głowę przed tym, co z jądra ziemi
przychodzi,
Najsroższy z żywiołów, ogień, okrutne
bestyje płodzi.
A mit o Prometeuszu, jest tylko
niekształtnym odbiciem,
I teraz widzę jak bardzo, z prawdziwym
rozmija się życiem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.