Ponoć królewska
gdy pierwszy raz spadły cyfry, spałem
wiem, że poduszka była tak twarda
jakby ktoś pierze zastąpił granitem
a dziś klnę pod nosem i krzyczę "czemu nie
nagrobkowym!"
i echem się niesie nowina, że feniks ma
jazdy
a czemu wietrze porywisty, nie rozwiałeś
prochów
miałaby ptaszyna przyjemniejsze wyklucie
choć skorupka ciasna - to przynajmniej
glistę przyniosą
bracia pod skrzydło wezmą, bo miałeś
farta
z kradzieżą, dwie gałęzie niżej
widziałem wszystkie gwiazdy, co do
jednej
to jakbyś połknął kosmos i wyrzygał
słońce
bo mrok lubił gdy jadłeś za dnia
a cień się uśmiechał, wstydliwy jak
b-boy
co zgubił czapkę
po co robią przycisk mute na pilotach
jak wystarczy jeden zastrzyk
potem już tylko drgały żyły pod
wenflonem
a głupi Jaś na parapecie, obgryzał
kwiatki
i było dobrze - do czasu
korytarz nie taki długi jak go malują
w pieprzone biedronki, połamię wszystkie
kredki
okno ma to do siebie, że tylko udaje
koniec
i kręgosłup jak harmonijka wespół z
szybą
markuje upadek, crescendo
wszystko było takie easy dopóki nie
stanęłaś u bram
nawet nie pukałaś, wyrwane zawiasy i klamka
w częściach
drzazgi jeszcze rwą przy burzy jak kości
meteopatów
kafelek za kafelkiem, suniesz to swoje
cellulitis
a mieszkaniec szamocze się w pasach
jak kukułka, która nigdy nie odbyła lotu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.