W potrzasku
Spoglądasz w me stronę , jak lis
przyczajony
Wokół tyle chytrych twarzy, zamiary Twe
ujrzeć mogą
A ja bez sił, poddana losu biegowi, jak
człowiek walką zmęczony
Sieją mi wokół zamęt, a życie oplata się
trwogą
Radują się zamyślone oczy, choć brak już
w nich krzty wiary
Gdy sekretny uśmiech ślesz przez cierniste
pnącza
I wtedy sięgam nieba, jak drzew na wiosnę
rozkwitające konary
Pochłania mnie zakazana miłość,
diabelskiego gońca
A serce wali szaleńczo, jak ludzkie a
opętane
Kiedy zagłębiasz się w mej duszy, swymi
czarnymi węglami
Czuję jednak niepokój, ścieżki nie pewne,
poplątane
Lękam się ,nie chcę początku ze łzami
Strachem opleciona, w pułapce wyboru
bezbronna
Czasami wzbudzony bunt, szamocze sercem
Nie zapisane w księgach nieba, kiedy miłość
będzie dozgonna
Poświęcić życie czy duszę , by być
mędrcem?
11.01.2009
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.