Powrót jesienią
Snuje się ślepo po ciemnej dzielnicy
Gdzie mrok i światła ulicznych latarni
Dawno przesłoniły jej dzienny blask
Idę przed siebie i omijam bramy
Idę nie patrząc na ciemne sprawy
Wcale nie widzę tych dziewczyn ulicy
I stojących z winem Ci bram strażnicy
Choć czuje zapach słodko znajomy
Zatykam nos od drugiej strony
I tak dochodzę do swej kamienicy
Jest po szesnastej czuć tętno ulicy
Choć warkot młotów wcześnie już ustał
Stojąc przed drzwiami wciąż mam go w
uszach
Stojąc pod drzwiami gmeram w kieszeniach
Sięgam do sedna tam nie ma klucza
Nie mogę wejść do wiezienia
Guzik naciskam sygnał zabuczał
Kto tam? – To ja - kto – Ja
– do znudzenia
Tak już otwieram – no nareszcie
I wchodzę w mrok szukam nadziei
Znalazłem kontakt już widzę przejście
Przez ten labirynt schodów i klatek
Gdzie schody śliskie, brudne poręcze
Jeszcze unikam wzroku sąsiadek
I tak już jestem na trzecim piętrze
Nikt mnie nie wita tak jak należy
Ku chwale ojczyzny
Chwale macierzy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.