Poza wszystkim
Te usta jedyne, wiecznie gotowe i
zamszowe,
wilgotne niczym esencja kwitnącego życia
lub szorstkie niczym gorąca skorupa
pustyni,
nieustannie błagające o czas naszych
nieustannych komunii
gdzie moment zwartych warg
nie zawsze musi oznaczać
rozpoczęte chwile celebrowanej czułości
ani momenty gdzie nasze ramiona rozstają
się
i znikają w powielanych ciemnościach
rozstania,
wypełniających chłód dozwoloną nam
samotnością.
Pożary nocnego nie pocałowania stają się
wówczas prawdziwym
doświadczeniem wpisanym trwale w okręgi
kolejnych prób
wobec sił ognia drzemiących w naszych
wnętrzach
wobec potęgi surowego chłodu naszych
twardych zbroi
osłaniających nasz porządek przed
przekleństwem szarego tłumu,
otaczających swym bezpiecznym uściskiem
kruchą źrenicę skarbców - przyrzeczonych
sobie serc.
Nieustannie wzniecanych potwierdzeń gdy
trwamy wobec siebie zupełnie nago
obracając komunie osobistych pocałunków
w stan najwyższego przyrzeczenia
nieustannie wypowiadanego
subtelnie przeradzając się z
niezrozumiałego szeptu
w niezaspokojony dotyk czułego
muśnięcia,
i kończącego się wymowną agresywnością
rzadkiego i
wspólnego zniewolenia się ust drapieżnym
zwarciem pożądania.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.