Przypływy
obijam się o wyrzeźbione przypływami
skały niepewności i rozczarowania
o twardy mur niezdecydowania
ciągłego czekania posiniaczona
ciosami z zewnątrz
niespodziewanymi od wrogów którym ufam
bezmyślnie
nastawiając drugi policzek naiwnie
wierząc w uzdrowienie zagubionych dusz w
huraganie
targającego nami życia rzucającego nas z
premetydacją w
te skały ucząc sztuki bycia miedzy
wylizywaniem
sie z ran a kolejnym potężnym jak
otaczająca nas bezsilność
zderzeniem z rzeczywistością
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.