schyłek jakiejś pory
pożegnać białe konie
niech czeszą grzywy
wśród chmur
pożegnać szklane oczy
nadziane na szpilki mrozu
pożegnać wypchane trocinami
śniegu
brzuchy ulic
i ludzi
nie deptać po brzuchach
teraz deptać
po
zielonych
żebrach
i kręgosłupach
porzucić sine kwiatki ust
otępiałe rybki
wylać ze słoików
rozejrzeć się - tam są berła
purpurowe
i otyłe jak piwonie
tylko nie maki
to usta zbyt delikatne
żeby całować
mają wargi żeby wzruszać
a my nie wzruszać
nam trzeba pożegnać wzruszać
jak rozetkową świnkę morską
zakopać w dołku spulchnionej ziemi
albo egzotycznego ptaszka
który może pomylić
świergot wróbli
ze swoimi
nie okrywać się sierścią
nie ogrzewać domów
papeterią
nie okrywać się wcale
słońce porozstawiało
snopy światła
wchodzić do środka
i płonąć
razem z wierszami
które zbyt zmarzły
by je wyrazić
Komentarze (7)
Marto barwny twój wiersz i pełen symboli zatrzymuje na
dłuższą chwilę refleksji - co potrafisz perfekcyjnie
pożegnania ,por roku zwierząt. ludzi ,podobno trzeba
zamknąć jedne drzwi żeby można było otworzyć nowe ale
w gruncie rzeczy nic się zmienia , jest inny kształt
,inny kolor ,a smutek ten sam
Kolejny dobry wiersz-wiem już jestem nudna,wiec
tylko,zapytam bo nie jestem pewna ale czy tu się
trochę cynizmu wkradło, czy to tylko moje subiektywne
odczucia? Wiersz super- inne zupełnie spojrzenie na tę
porę:)Pozdrawiam:)
niesamowicie piszesz, i faktycznie jest w tym wierszu
coś dramatycznego mimo nadchodzacej wiosny
Świetne są Twoje teksty.
pięknie piszesz tak nierealnie i eterycznie zawsze
twoje wiersze przykuwają moją uwagę i wywołują burzę
mózgu pozdrawiam z serdecznością i dziękuję za tak
piękny wiersz
Piękny wiersz pozdrawiam