Ścieżka szalonych
Mówili, że jestem silny ale racji nie
mieli
Upadłem tam, leżałem na chodniku
A krew broczyła z głowy
Jak Styksu fale zmywając pamięć
Z pustej mej czaszki.
Nade mną stało sto czartów szydząc ze
mnie
I gwoźdźmi ironii do ziemi sam Lucyfer
mnie przybił
Abym podnieść się już nie mógł.
Potok szaleństwa przez skronie
przepłynął
I diabły rozgonił.
Gwoździe w kończynach pozostały
Hamując krew
By szaleństwo z nią razem
Z mego ciała się nie wydobyło
I zostało w mej głowie kojąc cały ból.
Zamknąłem je tam a gwoździ nie wyciągne
Aby szaleństwo do końca mnie wzięło
I jak skorupa skalna
Gorąco to we mnie zdusiło
By za lat tysiąc lawa spod skorupy tej
zmyła
Z grzechami moimi grzechy wszystkich
Szalonych
Dla wszystkich dzieci szaleństwa mojego pokroju.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.