Ślepiec
...
Coraz częściej
zdarzają mi się chwile,
w których czuję się jak ślepiec...
Słyszę to, co dzieje się
dookoła mnie,
ale bez obrazu
nie potrafię tego pojąć...
Dotykam,
lecz bez wiedzy jak to wyglada,
boję się...
Na podstawie
słuchu i dotyku,
mogę sobie wyobrazić
ogół sytuacji...
Żyje we własnym,
w wiekszości urojonym, świecie
i wydaje mi się,
że bardzo dobrze wszystko rozumiem...
Jakiż ból,smutek,
radość,rozczarownie,
złość,bezsilność i siła,
uderzają we mnie,
kiedy odzyskuję wzrok...
Natłok uczuć,
które zmieniają się
niczym w kalejdoskopie...
Przytłaczają
i trzymają na dnie,
dopóki nie stracę tchu...
Nie zostawiają
nawet cienia neutralności...
Prznikają wszystko...
Wsiąkają we mnie,
jak w gąbkę...
A później,
po tak burzliwej fali,
zostawiają zmęczoną
i zdruzgotaną....
Moje oczy zachodzą mgłą,
powoli,
ale nieubłaganie...
I wszystko zaczyna się
od początku,
zataczając beznadziejne
i nieskończone koło...
Znowu tylko ciemność...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.