***Ślub***
Nie wiem czy to co napisałam można nazwać wierszem.. Pierwszy raz pisałam bez rymów.. Czy mi się udało? Proszę oceńcie..
Stoją już obok siebie
razem, jak widać
tacy niby zakochani
przed ołtarzem.
Myślą jak to powiedzieć
Jak wyznać przysięgi słowa?
Wiedzą, że,
że i tak muszą to zrobić
już nie są tylko
we dwoje,
że za jakiś czas
dołączy do nich,
dołączy ktoś jeszcze
mała niewinna istota,
istota nieświadoma niczego.
Ale stoją tak dalej
czekają,
a tu nagle,
nagle on wychodzi
wychodzi z kościoła
Co się dzieję?
Ona czeka,
czeka wytrwale
na swego narzeczonego
lecz on nie wraca.
Zadaje sobie pytanie:
Gdzie on jest?
Czemu go tu nie ma?
On stoi pod kościołem
i myśli
i nie chce wracać
Głowi się:
Czemu ja to robie?
Jaki w tym sens?
Ja jej nie kocham
Połączyło nas tylko jedno,
to jedno znaczy dla mnie
znaczy dla mnie tak wiele
lecz wiem, że to dziecko,
to dziecko nie wyczaruje
uczucia, miłości.
Ona czeka dalej
Czy warto?
Zadaje sobie to pytanie
płacze,
płacze, bo jednak wierzyła
że on ją kocha,
że jej się ułoży,
że to dziecko coś zmieni
I wnet go widzi
jak wchodzi do kościoła
i woła ją na zewnątrz,
na zewnątrz ze łzami
w oczach
wyznaje jej to,
tą bolesną prawdę,
kocha dziecko nienarodzone
ale nie ją
obiecuje jej, że
że wszystko będzie dobrze
lecz razem nie będą.
Jej łzy nie pomagają,
płacz już nie pomoże
on jest twardy
podjął decyzję
wie, że błąd popełnił,
błędem był ten ślub,
zaręczyny,
lecz tej jednej nocy
nigdy nie pożałuje.
Tego jednego jest pewien.
To zwykła nieprawdziwa historia.. Proszę o komentarze i pomoc w ocenieniu tego jaki to wiersz.. Dziękuję..
Komentarze (1)
dla mnie to bardziej proza..