Spalone marzenia
Wiatr silnie rozwiewał moje wątpliwości,
które niczym ciemne burzowe chmury
kładły cień na mojej twarzy.
Trzymałeś mnie za rękę,
czas stanął w miejscu.
Tylko podmuchy wymknęły się spoza jego
szczelnie zamkniętych ram.
Bicie serca było jedynym dowodem istnienia
życia.
Bicie mojego serca- bo Twoje odeszło w inną
stronę.
Twoje spojrzenie było chłodne, zimne,
lodowate...
Każda moja łza zamieniała się od niego w
sopelki lodu.
Moja dłoń bezwiednie opadła z Twego uścisku
strącając stojącą na starym, rzecznym pniu
świecę.
Odwróciłeś się do mnie i bez słowa
odszedłeś...
Wbiłeś mi w serce słowny nóż.
Stal- lodowatą jak Ty.
a świeca spadła i staczając się z rzecznego
brzegu podpaliła moje marzenia.
Zostały tylko zgliszcze, popiół... i
wiatr...
rozdmuchał wszystko w stronę zachodzącego
słońca.
Kto wie? Może wstaną razem z nim? Może
zegarmistrz zdoła jeszcze naprawić tryby w
zegarze czasu...
Ale teraz...
ta pustka...
ten strach...
i zapach spalonych snów...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.