Splin
Z kąta w kąt
przestawiam myśli drewniane
Od ściany do ściany
przepycham swój świat
zmysły postradane
Obijam o sufit
oczy brązowe
Stukam palcami
brzęczą łyżki stołowe
Szuram łapciami
po deskach lakierowanych
Wypatruję Ciebie
stos obietnic zapomnianych
W jednej dłoni
życiodajne linie
W drugiej
berło przyklejone
A w głowie co?
O czym ona myśli?
O życiu
pomysły urojone
Parapet firanka
doniczki plastikowe
Zasłony powieki
źrenice rozszerzone
W półmroku rozmyślam
"Czy warto tak siedzieć?"
Kanapę rozkładam
byle śmierć przeleżeć.
rocznik 1997
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.