Spotkałem Ciebie
Spotkałem ciebie przypadkowo,
zostałem mile zaskoczony.
Starczyły nasze ciepłe słowa,
abyś została moją żoną.
Przez życie szliśmy tak, jak burza,
chociaż na drodze były osty.
Byliśmy pewni, że się uda,
i żyć będziemy, tak po prostu.
Lecz nie oszczędził nas los srogi,
spokojnie żyć nie było dane.
Bo dotąd słuszne, proste drogi,
stały się kręte, pogmatwane.
Niejasnym, ale nagłym gromem,
trafiło w dom - nasze ognisko.
Starczyło jedno uderzenie,
żeby natychmiast zburzyć wszystko.
Choroba pełna nienawiści,
Jak straszne w skutkach, złe tsunami,
na szczęście nie zdołała zniszczyć,
silnej miłości między nami.
W klinice ludzie dobrej woli,
zwolnili Cię spod jej "opieki".
A dobry Pan Bóg, nie pozwolił,
by śmierć zamknęła Twe powieki.
Obecnie już się do mnie śmiejesz,
los wynagrodził nas sowicie.
Możemy tylko mieć nadzieję,
i dalej w szczęściu, iść przez życie.
/dzięki bomi poprawiłem, dzięki Aniu poprawione/
Komentarze (18)
Wiem co to znaczy i szczerze Wam tego do końca
życzę...powodzenia
Wzruszające i cudownie, że wszystko się ułożyło. :)
"na szczęście nie zdołała zniszczyć,
silnej miłości między nam" jak to dobrze, że się
wszystko szczęśliwie skończyło :-)