Spotkanie po latach
I tak znów się widzimy mój towarzyszu
miły.
I tak na nowo lata odnalazły nas.
Widzimy się tu, gdzie niegdyś dzwony
biły,
a wszystko co złe, wymazał płynący czas.
Stoję przed tobą, a dookoła zapach się
unosi,
niczym las po deszczu – rześki,
wilgotny i chłodny.
W oddali delikatny szum strumienia
głosi,
iż nie jest to dla naszej przyjaźni czas
płodny,
gdyż wtedy mogliśmy mówić, a cóż dziś
mamy?
Milczenie twe w skale, a moje z rozpaczy
i któż jest w stanie, niech mi wybaczy.
Powiedz ty mi, ile jeszcze życia dla siebie
oddamy?
Bo już nie wiem, w co mam wierzyć.
Wrzosy szepczą mi tylko pieśń
pożałowania
dla mojego chorego i bezsensownego
umartwiania.
Teraz już tylko koniec swój przyszło mi
mierzyć.
W chwili tej nie jest mi groźna ta straszna
noc,
bo odczuwam tylko swego serca moc.
Widzisz, nawet drzewa bezlistne zazdroszczą
tobie,
bo w ten czas masz mnie przy sobie.
I nie obchodzi mnie północnego wiatru
mowa,
ani kołysanej trawy wysokiej słowa,
gdyż teraz wzdycham, tęsknię i płaczę
osamotniony.
Ja bezsilny, przez ciebie samego
potępiony.
Pośród mgły trwam – słaby, naiwny i
zrozpaczony.
Na tym burzliwym wzgórzu bytuje prawdą
obudzony.
Jestem tu i patrzę na ciebie przyjacielu
mój,
stoję i patrzę na zapomniany grób twój.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.