Spowiedź
klękam jak do modlitwy
już prawie nie pamiętam jak się to robi
słowa gdzieś umykają
niech mi powie ktoś jak zacząć mam
rezygnuje z książkowej postawy
na środku zrujnowanego kościoła siadam
patrząc na ogromny drewniany krzyż widzę
tylko ten stary i świeży zarazem ból
zastanawiam się jak można wykrzesać z
siebie takie poświęcenie
mówili mi nic za darmo
ale tutaj ta zasada nie obowiązuje
wypowiadam co ciąży mi na sercu
odnawiam sumienie o którym zapomniałam
spowiedź jest lekiem dla duszy
tak mówią
ja jeszcze tego nie wiem
żaden lek nie działa natychmiastowo
nawet ten w różowych tabletkach
kurz zatańczył nad podłogą gdy wiatr z
hukiem zatrzasną drzwi
świece które wchodząc zapaliłam pogasły
jedna po drugiej
czyżby to był znak
od ścian odbija się szept
nie bój się dziecko
pojedyncza łza spływa po policzku
nawet mama gdy układała mnie do snu nie
mówiła z taką miłością
gdzieś na dnie serca zrodziła się radość
tak zapomniana
tak oczekiwana
gdy wychodziłam pojedyncza krwawa kropla
spłynęła po drewnie krzyża
dołączając do innych
kościół znów pozostał sam sobie
odwiedzany tylko przez dziwne skrzydlate
cienie przemykające w świetle słońca
i tylko wiatr niósł pieśń nadziei gdzieś w
dal
kolejna uratowana dusza
kolejne zwycięstwo nad złem
wydawało by się tak małe
a jest tak wielkie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.