SPOWIEDZ MOJA....
do swiadomości księży...może ludzi z wyrzutami swojej niedoskonałej wiary...?...
Wybacz Ojcze....Zgrzeszyłam...!
Smutkiem...wyobraznią, ogromnym
pragnieniem...
Zakładałam na moje przygnębienie,
tysiące kamuflujących bandaży...
by nikt nie poznał marniejącej twarzy...
Zabijałam resztki radości...
pesymistyczną wrażliwością....
zakochałam się w wolności...
Oceniałam Ciebie, Boże....
- żeś świat niedoskonały stworzył....
zjadałam witaminy kłamstw,
bez minerałów...
Tajemnice spowiedzi na skrzyżowaniu
zostawiałam...
Ojcze....Zgrzeszyłam...!
W każdej mej myśli miłośc zostawiłam...
Do Niego...do Ciebie....
Marzyłam...- tym też zgrzeszyłam....
..lecz nie gwarantuję poprawy...
i skruchy wciąż nie czuję...
bo grzechy wciąż tęsknotą rozpartuję...
Zawiodłam chrześcijańskie oczekiwania...
Bez szansy odbudowania....
w te same bagna myśli prowadzę...
i o niedoskonałości ciągle wadzę....
wiem...grzrzeszyłam....!
myślą, mową.......pragnieniem.....
Ale nie chcę więcej udawac swojej
wiary...
obiecywac poprawy całe łany...
skoro wiem, że mój umysł nadal grzeszyc
będzie...
i głoszę to jak orędzie...
Wciąż gonię...
co dnia spotykam pokus tak wiele...
że umysł się już boi, byc co tydzień w
kościele...
życie zgodne z samą sobą pragnę
prowadzic...
a kościołowi dobrze radzic....
By nie czynili ludzi gorszymi,
gdy na tacę nie rzuca się złotymi...
I będę sobą w każdym calu...
nawet w niechodzeniu do konfesjonału....
zgrzeszyłam...wiem....
zgrzeszyłam....czuję...lecz poprawy nie
obiecuję....
...czy jest ktoś kto potrafi obiecac poprawę grzesznych myśli...??niechaj podniesie rękę.........?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.