Srebrny pył...
Zawsze gdzieś tak u schyłku jesieni,
gdy się śnieg, zwiastun zimy, pojawi,
a wiatr szarpie gałęźmi nagiemi,
do Krakowa mam chęć się wyprawić.
I nie po to, aby Wawel zwiedzić,
lub na kościół popatrzeć Mariacki,
albo też u Hawełki posiedzieć
nad wystygłym, ziemniaczanym plackiem.
Prosto z dworca bym wskoczył w dorożkę
i czemprędzej gnać kazał na Planty
żeby zdążyć, kiedy swoim proszkiem
czarodziejskim - sypie Mistrz Konstanty.
A ten proszek, to księżyc zmielony,
srebrny pył, tak podobny do śniegu,
który - w oczy gdy wpadnie - w szalonym
rymokletów cię stawia szeregu.
A szaleństwo to potrwa do rana
i o świcie zapewne wygaśnie.
Lecz to przecież wystarczy, jak dla nas,
zdążę wiersz Ci napisać, nim zaśniesz...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.