Trismus - (fragmenty) 4
Przyjemności się w tym nie doszukiwałem,
miałem jej aż nadto całkiem w innej formie,
niekoniecznie kojarzonej ze wspomnianym
wcześniej kołataniem. Ale zostawmy to na
razie dalszemu biegowi wydarzeń. Idąc do
pracy, nie miałem zamiaru o niej myśleć
przed jej rozpoczęciem. Było mroźno,
resztki śniegu skrzypiały pod moimi butami,
przyznam, że lubię te nocne przechadzki;
mam czas by swobodnie rozkoszować się
gwiaździstym niebem i otaczającą pustką, co
prawda poprzetykaną zbłąkanymi
przechodniami, lub pędzącym samochodem, ale
jednak pustką.
Zazwyczaj staram się w takich chwilach o
niczym szczególnym nie myśleć, mroźne
powietrze cudownie orzeźwia i umysł, a przy
głębszym oddechu, i płuca. Rozkoszne są
panująca cisza i spokój. Nie żeby mi było
szczególnie ich brak, to chyba taki powrót
do przeszłości zapisanej w genotypie.
Ciągnie się to za mną już od dzieciństwa.
Na ulicy było pusto, tuż przede mną
migotało słabe światełko wychodzące przez
szybę podrzędnej knajpki, było stosunkowo
wcześnie, więc wszedłem. Przy barze, stały
bodaj trzy osoby, dwie z nich żywo o czymś
dyskutowały półgłosem. Podszedłem i
poprosiłem barmana o dwie małe wódki i sok
grejpfrutowy. Usiadłem przy stoliku, nałóg
palenia miałem od wielu lat za sobą, więc
unoszący się dym papierosowy drażnił mnie
nieco, ale nie na tyle, by mnie stamtąd
wykurzyć. Wypiłem jedną, a w zasadzie pół,
nie miałem w zwyczaju upijać się w pracy,
ale na dobrą sprawę byłem przed, a to nie
to samo co w. Ta kretyńska myśl rozbawiła
mnie trochę, więc tym razem wychyliłem
wódkę do dna.
Wewnątrz było chłodno, może to i lepiej, bo
się przynajmniej nie zasiedzę. Sok był
naprawdę dobry, trochę to mnie zaskoczyło,
bo zazwyczaj są zbyt gorzkie, lub
całkowicie pozbawione ich uroczego aromatu
i specyficznego dla grejpfruta smaku. Gdy
sięgałem po drugi kieliszek, do stolika
podszedł jakiś jegomość i zapytał lekko
chrapliwym głosem. - Czy mogę się
przysiąść? - Uniosłem głowę, by przyjrzeć
się uważniej niespodziewanemu przybyszowi.
Proszę - rzuciłem chyba niezbyt przyjaźnie,
bo spojrzał na mnie szyderczo mrużąc
oczy.
- Czy wiesz, że stąd już nie wyjdziesz: -
rozpoczął swój zdawać się niekończący
monolog.
Milczałem uważnie obserwując jego twarz.
Był skupiony nieprzytomnie na tym co mówił,
błądził jak dziecko we mgle, nawet o tym
nie wiedząc. W pewnej chwili, jego głos
przerwało ciche kliknięcie.
Kula trafiła go tuż pod nasadą nosa. Upadł
na wznak nie wydając nawet jęku.
Jeszcze wczoraj jego słowa wprawiłyby mnie
w małe zakłopotanie, ale nie dzisiaj. Już
nie dzisiaj.
Chciałem wypić swoją drugą wódkę, ale
niestety, zarówno alkohol, jak i sok
grejpfrutowy wsiąkały właśnie w obrus. Może
to i lepiej, nie lubię łamać przyjętych
zasad. Picie w pracy, to nie najlepszy
pomysł.
excudit
lonsdaleit
10:02 Wtorek, 26 marca 2013 - ...
Komentarze (8)
O! proza...poczytam,poczytam :)
Bardzo interesujące,podoba się!
Miłego dnia! :)
Praca, jak praca, lepiej w niej nie pić, ale peel już
chyba po? Ciekawie :)
Chciałam coś logicznego napisać, ale komentarz
krzemanki wybił mnie z rytmu:))
Miło mi, że się tobie podoba trzynastolatko, ale jest
to lektura przeznaczona dla nieco starszego
czytelnika, co wcale nie oznacza, iż nie powinnaś po
taką sięgać, ale za jakiś czas, uwierz na słowo,
znajdziesz w niej znacznie więcej; te pokłady, które
dzisiaj siłą rzeczy są niedostępne.
PS: Miłej zabawy w świecie, w którym nie wszystko da
się dotknąć ręką. ;)))
Długi ale podoba mi się
Jednym krzemanko, a czy uczynił to peel... nie wiem,
wiem tyle co ty.
Wzajemnie swicho, wzajemnie.
Lec: -Pogrożę mu tylko palcem - rzekł kładąc go na
spuście.
Wesołych...
Przeczytałam z zainteresowaniem.
Czy to peel zlikwidował natręta jednym kliknięciem?
Miłego dnia.