Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Trochę o wychowaniu (odc. 55)

(wspomnienia Marii)

W czasie, gdy na Górzyńcu nie było starszej pani Liedte, bo siedziała u swojego syna i synowej w Przedczu, rządziła tam Erna, jej druga synowa, żona Alfreda.
Stary pan Liedte chorował i był już dość słaby, więc miał kłopoty, by sprawnie zarządzać zarówno młynem, jak i gospodarstwem rybnym i stawami, a także hodowlą krów, których mieli chyba dwadzieścia i więcej. Były też konie i owce, trochę łąk i ogród, więc Erna, jak to mówią, miała „urwanie głowy” z tym całym gospodarstwem.
Póki był tu Alfred, podobno energiczny i pracowity, a starszy pan też był w pełni sił, to jakoś to szło. Jednak gdy zaczęła się okupacja, to jej mąż zaczął najpierw udzielać się w policji niemieckiej i w partii w Skalińcu i Włocławku, a potem zgłosił się na ochotnika i walczył na froncie rosyjskim. Wtedy już zaczęło być im o wiele ciężej i Erna miała za dużo pracy i obowiązków i nie mogła temu podołać. A miała przecież trójkę małych dzieci!
-Ten mój Alfred, co on w tym wszystkim widzi? – mówiła do mnie, mocno podenerwowana, kiedy poszłam ją odwiedzić w środę po tej niedzieli, gdy miałam wypadek.
-Czego on tam szukał w tej zasranej policji, w tej cholernej partii, a teraz szuka w końcu w tym pieprzonym Wehrmachcie? – pytała dalej rozdrażniona.
-Zamiast siedzieć tu w swoim gospodarstwie i go pilnować, chować swoje dzieci, to pojechał bić się z Ruskimi. Czy ty sobie, Marychna, wyobrażasz życie z takim mężem? Czy on tu wróci sam, czy też go przywiozą w drewnianej skrzynce? Pojechał tam patrzeć na te gwałty, zniszczenia i morderstwa, które Niemcy tam robią i będą robić, zanim ich stamtąd wygonią? A jak tu przyjedzie z powrotem jednak sam, to ile tam przedtem spłodzi bachorów i tam je zostawi? Ten jego obłąkany szef nakazał im mieć co najmniej dwie żony (*). A ja mu przecież dałam tyle dzieci,
ile mógł zrobić.
Nie wiedziałam, co odpowiadać, bo w końcu rozmawiałam z Niemką, starszą od siebie o siedem lat, choć traktowała mnie jak swoją koleżankę, a w tej chwili wręcz zwierzała mi się. Nie wiedziałam, czy za chwilę nie będzie tego żałować. Mieli zgodnie z tym, co powiedziała, trójkę dzieci – oprócz najstarszego Michaela były dwie młodsze córeczki, Marianna i Katrina.
W tamtym dniu przyszłam ją odwiedzić, ale też podpytać, czy nie znalazłaby się tutaj praca dla Władka, żeby go nie zabierali do Rajchu na roboty. Mój narzeczony po tych informacjach, które przyniósł Józef, rzeczywiście schronił się u nas i mieszkał na strychu, ale to była jednak słaba kryjówka i lada moment ktoś go mógł wydać celowo, albo przez pomyłkę, nieświadomie.
Erna kontynuowała:
-Zobaczysz, jeszcze rok, półtora i Ruscy tu przyjdą. Więc po jaką cholerę on tam pojechał jak głupi? Nie lepiej było na nich tutaj czekać i dopiero tutaj się wykazać faszystowskim, żołnierskim bohaterstwem? Przecież już niedługo trzeba będzie bronić tej nazistowskiej Ojczyzny właśnie tutaj, a jeszcze trochę później cała ta potęga rozsypie się jak domek z kart. Już teraz bombardują i palą naszą Kolonię i Hamburg, za niedługo zabiorą się za Berlin i spalą go do cna.
Było to już dawno po Stalingradzie, więc wszyscy wiedzieli, że na wschodzie Niemcy dostają coraz większe baty i Ernę bardzo to denerwowało. Skąd jednak wiedziała aż tak dobrze o tym, co się dzieje na wschodzie, o tych bombardowaniach i skąd miała tę pewność klęski Hitlera i jego armii – tego nie wiedziałam, a trochę bałam się wypytywać, choć bardzo byłam ciekawa.
Był dzień świętego Michała, imieniny i urodziny obchodził jej pierworodny synek Michael, obecnie siedmiolatek. Gdy Erna się go zapytała, trzy dni wcześniej, jaki chciałby mieć prezent na urodziny, to podobno odpowiedział: „Żeby tatuś do nas wrócił na moje urodziny i poszedł ze mną na ryby”. Erna nic nie odpowiedziała, ale zwierzyła mi się, że za chwilę poszła wtedy do jakiegoś kąta i się tam popłakała. Na szczęście pamiętałam o imieninach dziecka i przyniosłam mu drobny prezent – ładną, kolorową książeczkę z bajkami po niemiecku, którą dała mi kiedyś pani Ingrid w Przedczu. „Weź, może kiedyś dosz to jakimuś dziecku, naszymu krewniokowi na Górzyńcu” – powiedziała.
Teraz przyniosłam, obłożoną ładnym papierem i wstążeczką. I to był dobry pretekst do zmiany przeze mnie tematu rozmowy, coraz bardziej dla mnie niezręcznej:
-Mam dla Michasia taki mały prezent na imieniny, może ci go zostawię? – spytałam.
-O, dziękuję za pamięć – uśmiechnęła się wreszcie i odprężyła. –Zaraz go zawołam, sama to mu wręczysz, na pewno się ucieszy.
W tym momencie przystąpiłam do wyjaśnienia swojego głównego powodu mojej wizyty, czyli opowiedziałam, że Władek, mój narzeczony, musi się ukrywać (nie powiedziałam, gdzie) i czy nie mogłaby go przyjąć tutaj u nich do pracy.
-To już masz narzeczonego! Gratuluję i cieszę się. Można by jakoś ci pomóc – zamyśliła się.
-Tak sobie myślę – ciągnęła po chwili - czy nie mógłby go przyjąć Henryk do swojego młyna w Przedczu? Miałabyś narzeczonego pod ręką, a Heniek oddałby mi w zamian swojego robotnika, który mieszka tu na Biernatkach. Jego żona przychodziła do mnie z prośbą, czy nie ściągnęłabym tego jej męża tutaj do pracy, do Górzyńca. Może zadzwonię do Heńka? Chyba nie masz nic przeciw takiemu rozwiązaniu, Marychna? – zwróciła się na koniec z pytaniem wprost do mnie.
-Ja nie mam – przyznałam i dodałam ostrożnie – chociaż nie wiem, co na to Władek. Chodzi o to, że w Skalińcu mieszkają jego starsi już rodzice i Władek się nimi opiekuje. Ale przecież nie będę wybrzydzać, Erna. Jeśli będziesz tak dobra, by nam pomóc, to Władek też na pewno będzie chciał iść do Przedcza, niż … - zawahałam się.
-Niż jechać na roboty do Rajchu – uzupełniła Erna, kiwając głową. –Wiem, wiem, stamtąd nie wszyscy Polacy wracają. Na pewno nie dostają żadnych urlopów, a tylko biedują tam i głodują. Wiem to od różnych ludzi, także od tej kobiety z Biernatek, której starszy brat pisze, jak go traktują w fabryce w Dortmundzie. Gorzej niż psa, bo psu dają tam Niemcy tyle strawy, ile potrzebuje, a robotnikom polskim tylko tyle, ile uważają, że wystarczy, by nie zdechnąć. Ona wysyła temu swojemu bratu paczki, dzięki czemu przynajmniej czasem dobrze się naje.
Tak, Erna bardzo dobrze się orientowała. Tak było i niemal wszyscy robotnicy tak o tym donosili, czy to w listach do domu, czy też czasem, jak im się udało tu przyjechać. To była praca w niewoli, w nędzy, pogardzie i o głodzie.
-Narodowi socjaliści zrobili z nas sk … synów, żądnych krwi i zachłannych rasistów – mówiła dalej. -A przecież przed wojną tak nie było. Tutaj Polacy i Niemcy zawsze się jakoś dogadywali. Sama chodziłam do polskiej szkoły w Rzadkiej Woli i nikt mi nie zabronił uczyć się i mówić po niemiecku. Moja matka i ojciec dbali, żebym modliła się po niemiecku, śpiewała godzinki po niemiecku i świętowała według niemieckich zwyczajów, które teraz mogę przekazać moim dzieciom. Tak było od stu lat, kiedy moi dziadowie i tak samo dziadowie Alfreda tu przyjechali, żeby się tutaj osiedlić. Nawet poprzednia wojna tego nie zniszczyła, chociaż potem były powstania w Wielkopolsce i na Śląsku. Jak się pytałam Alfreda, czy go kiedykolwiek Polacy gnębili lub prześladowali przed wojną, to też nic nie umiał żadnego takiego przypadku sobie przypomnieć. Nie mówiąc o Stefci, która się z tobą, Marysia, przyjaźniła.
Zobaczyła biegające po podwórku dzieci, więc otworzyła okno i zawołała po niemiecku:
-Miki, chodź tutaj szybko!
-Daj mu ten prezent, na pewno się ucieszy – zwróciła się do mnie.
Wpadł, a za nim obie dziewczynki. Jak mnie zobaczył, to zatrzymał się przy swojej mamie i nie wiedział, co ma dalej zrobić.
-Przywitajcie się, dzieci – powiedziała Erna.
-Guten morgen – dygnął Miki, a potem jego siostrzyczki, które przywarły do sukni matki.
-Guten morgen – odpowiedziałam z uśmiechem i dodałam po niemiecku pytanie – masz dzisiaj urodziny, prawda?
Michał skinął głową, a wtedy chciałam wręczyć mu zapakowaną książeczkę.
-Danke – podziękował z wahaniem, ale książki nie chciał wziąć.
Dodał, przypominając sobie mnie, gdyż widział mnie w Przedczu:
-Ty jesteś tą Polką, która jest u cioci w Przedczu! Tata mówił, że przez Polaków wybuchła wojna i że musiał pojechać walczyć na front. Nie lubię Polaków!
-Mój Boże – usłyszałam, jak jęknęła Erna.
-A ja ciebie bardzo lubię, Miki – powiedziałam do niego, zapewne jakąś łamaną niemczyzną, bo przecież nie znałam tak dobrze tego języka. –Lubię też twoją mamusię i twojego tatusia i myślę sobie, że już niedługo do ciebie przyjedzie, może dzisiaj lub jutro.
Sama nie wiem, jak mi to przyszło do głowy. Coś, co miało niemal natychmiast się spełnić, jakby jakąś czarodziejską mocą.
-Mamusia mówiła, że nie wiadomo, kiedy tatuś przyjedzie – odpowiedział, biorąc jednak prezent, który cały czas trzymałam przed jego oczami. Dziecięca ciekawość wzięła jednak górę nad „germańskim wychowaniem” i wziął książeczkę do ręki.
-A chciałbyś, żeby szybko do ciebie przyjechał? – zapytałam.
-No pewnie! Najlepiej żeby tu walczył na froncie, a nie tam, gdzieś tak daleko.
-Ja myślę, że najlepiej, żeby w ogóle nie musiał walczyć na froncie – skwitowała Erna – i żeby chodził z tobą na ryby i bawił się codziennie z tobą, Marianną i Kati.
-A teraz idźcie się z powrotem bawić, póki jest ciepło i słoneczko świeci – dodała.
Dwoje z nich poszło rzeczywiście na podwórko, ale najmłodsza Kati nie chciała, lecz wolała być z mamą. Ta wzięła ją na ręce i zwróciła się do mnie:
-Widzisz, jakie kulturalne wychowanie? – dodała już po polsku, ze złością zaciskając wargi. -Jaki szczery dzieciak i jaki ma silny, germański charakter? Jeszcze trochę, jak będzie się z ojcem wyprawiał na podbój reszty Europy i całej Azji, zobaczysz!
-Erna, będę już szła, bo muszę coś pomóc w domu …
-Dobrze, Mario, będę pamiętała o tym, co mówiłaś o swoim Władku. Zadzwonię wieczorem do Henryka i go wypytam, a potem jutro rano przespaceruję się do was do Turzyńca, może z dziećmi? A może jeszcze sama dziś wieczorem, jeśli nie będzie za późno …
Zza okna dobiegł jakiś hałas, więc przerwała, podeszła bliżej, odsunęła firankę i spojrzała na drogę.
-Jezus, Maria! – krzyknęła, dotykając ręką swoich ust. –Patrz, Katrinka, twój tatuś przyjechał!
Też podeszłam do okna. Michał i Marianna już tonęli w objęciach swojego taty, który dopiero co zdążył wysiąść z wojskowego samochodu, choć kierowca nie wyłączył jeszcze nawet silnika.
-Skąd wiedziałaś, Mario, że on przyjedzie? - spytała Erna i nie czekając na odpowiedź wyszła pospiesznie z dzieckiem, zostawiając mnie samą w salonie.



(*)„W oparciu o ‘germańskie zwyczaje’ Heinrich [Himmler] był przekonany, że ‘czyści pod względem rasowym esesmani powinni mieć drugą żonę’.” Katrin Himmler, „Himmler i jego bracia. Historia niemieckiej rodziny”, str. 194; wyd. Wydawnictwo Sensacje XX wieku, Warszawa 2006; tłum. Wojciech Łygaś.


Dodano: 2017-02-16 19:01:25
Ten wiersz przeczytano 554 razy
Oddanych głosów: 5
Rodzaj Nieregularny Klimat Refleksyjny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (10)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Waldi
Pewnie, szkoda sobie psuć humor. Przecież ma służyć
naszej przyjemności ten portal, a nie jakimś swarom
czy pokazywaniu swojej wyższości.
Pozdrawiam.

waldi1 waldi1

Krzysztof dziękuję .. a Stażem się nie przejmuję ..

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Waldi
Wołoszańskiego "Sensacje XX wieku" można także czytać,
bo jest sporo książek zgrabnie napisanych i
ilustrowanych.
Bardzo dziękuję za wizytę, czytanie i komentowanie.
Serdecznie pozdrawiam.

waldi1 waldi1

Już jestem i czytałem dalej Twoje historie
..niesamowite .. lecz prawdziwe .. bardzo lubię
programy Pana Wołoszańskiego sensacje XX wieku ..

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Amor
Angel Boy
Bardzo dziękuję za wizyty, czytanie i komentowanie.
Serdecznie pozdrawiam.

AMOR1988 AMOR1988

Pięknie przedstawione kolejne wątki historyczne.

Angel Boy Angel Boy

Ciekawie przeczytać :) Pozdrawiam serdecznie +++

anna anna

z ciekawością przeczytałam

jadgrad jadgrad

Bardzo ładnie

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »